10 Listopada 2012
- Ej, Alex... - zacząłem niepewnie, leżąc na
brzuchu w łóżku. Spoglądałem na powoli zaciągającego się papierosem blondyna siedzącego
na parapecie w oknie. Chłód nocy powoli przedostawał się do pokoju przeszywając
moje nagie ciało. Poprawiłem kołdrę, aby ta nie tylko zakrywała moje ciało od
pasa w dół, ale teraz i aż po szyję. Ponownie ułożyłem dłonie pod głową i
spojrzałem ponad głowę znajomego mi już mężczyznę, aby spojrzeć na gwiazdy. W
końcu postanowiłem dokończyć zdanie nawet, jeśli ten nie zwrócił na mnie swojej
uwagi. - Skąd macie tyle pieniędzy na to wszystko? - spytałem.
Byłem już od dłuższego czasu ciekaw tego jak
dwóch studentów jest w stanie mieszkać w sporym domu ze służbą i nie pracować.
Alex w końcu odwrócił swoją twarz ku łóżku
i na mnie spojrzał. Ja zaś się delikatnie do niego uśmiechnąłem. Nawet nie zauważyłem,
kiedy to zrobiłem, ani nie wiedziałem czemu.
- Nie wiesz? - spytał tonem wyrażającym
zdziwienie tak jakby odpowiedź była czymś oczywistym. - Nasz ojciec jest
politykiem, a matka modelką. Plus to jest ich dom z tym, że rzadko tu
przebywają. Mają inne mieszkania czy domy i zwykle zostawiają nas samych.
Szczególnie kiedy są zajęci pracą. Ale mają przyjechać na święta. - Ostatnie wypowiedział
bez żadnych uczuć. Bez uśmiechu. Bez niczego. Tak jakby go nie interesowało czy
jego rodzice przyjadą na święta czy też nie. Sprawiło to, że zacząłem się
zastanawiać nad tym czy na pewno dobrze dogaduje się ze swoimi rodzicami.
- Rozumiem... - powoli pokiwałem głową i
westchnąłem.
Zamknąłem oczy i już byłem bliski
zaśnięcia, gdy do pokoju wszedł drugi z bliźniaków i przebudził mnie swoim
głosem.
- Nie sądziłem, że wciąż tu będziesz -
powiedział, choć nie dało się usłyszeć w jego tonie zdziwienia czy pretensji.
Było to proste podzielenie się myślami.
- Mam już iść? - spytałem.
Przekręciłem się na plecy i usiadłem,
podpierając ramionami. Kołdra ponownie opadła na moje kolana, a ja zadrżałem z
zimna. Upewniłem się, że materiał zakrywa tyle, ile może. Przeniosłem wzrok na
blondyna stojącego w luźnych spodniach i z ręcznikiem leżącym na ramionach.
Trzymał jeden z jego końców w dłoni i wycierał krople wody spływające z włosów
po policzku. Usłyszawszy moje pytanie, wzruszył ramionami.
- Jak chcesz możesz zostać. Tylko nie wiem
czy we trójkę będzie nam wygodnie - powiedział z uniesionym kącikiem ust. Byłem
prawie, że pewien, iż myśli o czymś... Zboczonym.
Pokręciłem głową. - Nie zamierzam z wami
spać. Molly wystarczająco się boi zostawać sama. A nie chcę żeby znowu szukała
mnie po całym domu... Oczywiście, o ile nie masz z tym problemu. - Dodałem
ostatnie ciszej i opuściłem głowę przypominając sobie, jak ta prawie nakryła
mnie z jednym z bliźniaków w salonie.
- Nah~ Możesz iść - powiedział z delikatnym
uśmiechem i podszedł do łóżka.
Wyglądało na to, że zbierał się do snu,
więc odsunąłem się na bok. On z tego skorzystał i usiadł na łóżku kładąc
ręcznik na podłodze, a telefon na nocnej szafce. Leżała na niej również i
książka oraz pudełko z okularami do czytania.
- Braciszku kochany... - zaczął słodkim
głosem, spoglądając na brata siedzącego w oknie. - Mógłbyś ruszyć swój tyłek i
zamknąć to okno, nim tu wszyscy zamarzniemy?
Jedyną odpowiedzią było ciche westchnienie.
Niedopałek wyleciał przez okno i zapewne wylądował gdzieś w mokrej trawie. Blondyn
zaś wykonał tą prostą prośbę. Zszedł z parapetu i ziewnął, spoglądając na nas
zaspanym wzrokiem. Wyglądał jakby miał zasnąć na stojąco. Uświadomiło mi to, że
znów pomyliłem blondyna z jego bratem. Nie dziwne, że mnie wtedy zignorował.
Pokręciłem głową i wstałem z łóżka starając
się nie myśleć o tym, że byłem nagi. Nie dałem jednak rady powstrzymać cichego
pisku przed opuszczeniem moich warg, gdy dłoń starszego z dwójki uderzyła mnie w
pośladek zapewne zostawiając czerwony ślad. Spojrzałem na niego przez ramię i
warknąłem, ale ten się tylko uśmiechał, podczas kiedy prawdziwy Alex się
zaśmiał.
- Aż tak ci zimno, czy też może jednak... -
nie dokończył, gdyż syknąłem na niego i kazałem mu nic nie mówić.
Czerwony na trzech policzkach wyszedłem z
pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Nie były na tyle grube, aby powstrzymać
dźwięki dochodzące z wewnątrz pokoju.
- Powinieneś być dla niego trochę milszy -
usłyszałem rozbawiony głos Alexa, lecz nic poza tym.
Byłem już w połowie drogi do pokoju z
nadzieją, że nie wpadnę po drodze na Molly. Przyzwyczaiłem się już do służby.
Co prawda wciąż było to krępujące, więc chowałem dłońmi swoje krocze przed ich
wzrokiem, ale nie było w sumie takiej potrzeby. Ich wzrok wiecznie zawieszony
na podłodze był nieobecny. Tak jakby bali się spojrzeć na domowników, nie chcąc
ich obrazić własną obecnością. Z drugiej strony tak wielu tu też nie było. Nie
żyłem przecież w królewskim pałacu. Dwie sprzątaczki i kucharz. Ponoć był też
ogrodnik, ale on mieszkał w domku na terenach, których nie dano mi było poznać.
Nigdy nie opuszczałem posiadłości, poza jednym wypadem do centrum handlowego.
Powoli zaczynałem się tu czuć jak zwierzak, który nie powinien opuszczać domu,
aby się nie zgubić. Żeby nie uciekł czy nie zrobił sobie krzywdy. Niezależnie
od tych myśli, nie czułem się z nimi źle. Nie, poprawka. Czułem się po części
poniżony, ale zarazem wolałem być czyimś psem, niż tym mieszkającym między
śmietnikami.
Szczerze
mówiąc, to sam już nie wiedziałem czego chciałem. Co myśleć, jak się czuć...
Jedna strona mnie mówiła, że to jest głupie. Że mam oddać Molly i poszukać
normalnej pracy. Znaleźć dom. Mieszkanie jakieś. Jakiekolwiek. Żyć dzień w
dzień tak samo. Monotonnie. Ale żeby tylko znaleźć się daleko stąd. Bez tego
sposobu na zarobek. Bez polegania na kimś innym. Bez bycia poniżanym do tego
poziomu. Druga część mnie jednak się cieszyła. Uważała to za dobry sposób na
życie. Wygodny. Od czasu do czasu musiałem robić, co robiłem, ale w zamian cały
dzień robiłem to, na co miałem ochotę. Siedziałem na sofie przed telewizorem,
jadłem ciepłe posiłki, myłem się, miałem prawo kupić sobie coś od czasu do
czasu...
Mój umysł był rozerwany na dwie części, a
ja nie mogłem ich pogodzić, ani wybrać tej, która bardziej mi odpowiadała. W
jednej podobała mi się wolność, a w drugiej towarzystwo Molly.
Moje myśli
przerwał chłód panujący w domu, który ponownie przyprawił mnie o dreszcze.
Objąłem swoje ciało ramionami i je potarłem chcąc rozgrzać. Szczerze to nigdzie
mi się nie śpieszyło. Przecież mała spała. Na pewno się nie obudzi. A
przynajmniej taką miałem nadzieję. Stanąłem przed wiszącym na ścianie obrazem i
potarłem łydkę stopą, po czym ją ułożyłem na drugiej. W ten sposób teraz tylko
jedna z nich miała kontakt z zimnym drewnem pokrywającym podłogę krótkiego
hollu. Spojrzałem na malowidło i uśmiechnąłem się do siebie.
Dzieło sztuki przedstawiało prosty
krajobraz. Wysoki pagórek z pojedynczym dębem. Był on duży, rozrośnięty, a
jednak martwy. Jego gałęzie nie pokrywały żadne liście, ani nie widać było
nasion w formie żołędzi. Był to kontrast między sporym lasem znajdującym się w
jego tle. Zielone gałęzie wystawały gdzie mogły, chwaląc się licznymi punkcikami,
które zapewne były żołędziami. Nad wszystkimi roślinami wisiało wschodzące
słońce oświetlające swoim blaskiem wszystko, co znajdywało się na ziemi. Po
dłuższej inspekcji zauważyłem dziuplę w martwym drzewie. Z wnętrza wyglądał
niewielki ptaszek, choć nie znałem jego gatunku. Po części czułem się jak to
drzewo. Byłem nagi i samotny. Za razem chroniłem kogoś nawet jeśli mogło mnie
to ranić...
Pokręciłem głową. Nie był to czas na
rozmyślanie nad sztuką. Zaśmiałem się do siebie i ponownie potarłem ramionami.
Jednak powinienem był od razu wyruszyć do pokoju inaczej w tym tempie się tylko
przeziębię. Odwróciłem się na pięcie i już miałem ruszyć przed siebie, lecz coś
mnie powstrzymało. A dokładniej cichy jęk dobiegający zza moich pleców.
Spojrzałem przez ramię w stronę, z której przyszedłem i przygryzłem dolną
wargę. Zastanawiałem się nad tym, co usłyszałem, dopóki wcześniejszy dźwięk się
nie powtórzył. Pokręciłem głową z westchnięciem.
- Załamujecie mnie... - mruknąłem do siebie
i ruszyłem w stronę pokoju.
***
11 Listopada 2012
- Myślę, że dzieciak powinien iść do szkoły
lub coś - powiedział ten bliźniak, którego uważałem za mniej rozważnego pomimo
tego, że był starszy. O parę minut.
- Powinna, ale nie muszę się od razu jej
pozbywać - odpowiedziałem markotnym głosem, w trakcie smarowania tostu masłem.
- No my raczej jej jeszcze nie zafundujemy
szkoły. Czego jeszcze? Może dom ci wybudować? - zadał retoryczne pytanie, lecz
ja się nie poddawałem.
- Nie chcę własnego domu... - zacząłem
niepewnie i ugryzłem kawałek chleba. - Nie. Chcę, ale to trochę nie... -
przełknąłem. - Nieosiągalne w mojej sytuacji. Chcę tylko, żeby Molly mogła
ponownie chodzić do szkoły. Nie chcę, żeby zawsze była w tej sytuacji. Ja nie
miałem okazji dokończyć nauki, ale ona niewiele straciła. Na pewno sobie
poradzi z zaległościami.
Spojrzałem na blondyna upijającego łyk
kawy. Jego brat siedział obok zajmując się w ciszy jajecznicą. Wyglądało na to,
że nie chciał na razie dołączać się do tej rozmowy.
-
Szczerze to nigdy nie chciałem żeby ta mała wsza- - zaczął, lecz jego brat wbił
mu łokieć w żebra tym samym go uciszając.
- Wyrażaj się... Grzeczniej, kiedy mówisz o
naszych gościach - powiedział, lecz uśmiech na jego twarzy nie przekonywał mnie
w tym, że może mówić poważnie.
- Dobra. Mała gówniara, lepiej? Dziękuję. W
każdym razie jej nigdy nie zapraszałem, więc czemu mam się nią martwić? -
burknął niezadowolony.
Co prawda rozumiałem o czym mówi. Nie
wiedzieli z początku, że mam siostrę. Potem sądzili, że zajmuję się jakimś
obcym dzieckiem. Dopiero na samym końcu wyszło na jaw, że jest ona moją
siostrą. A ja nie zamierzałem jej zostawić. Powiedziałem, że zgodzę się na ich
ofertę, o ile będę mógł zabrać ze sobą małą Molly. Starszy z blondynów nie był
zadowolony, lecz Alex uznał, że młoda osoba nie będzie zbyt wielkim kłopotem. W
końcu nie mogła jeść za dużo, a i ubrania dla niej nie były makabrycznie
drogie. Zresztą wystarczyło jej parę koszulek i jedna para spodni. No i
oczywiście bielizna, ale ona tym bardziej droga nie jest. Sęk w tym, że dopiero
dziś po części poprosiłem o zbyt dużo. Kiedy zaoferowana została Molly szkoła,
uznałem to za dobry pomysł. Nie wiedziałem jednak, że szkołę miałaby jej
zaoferować nowa rodzina. Jakaś miła parka, która nie była w stanie mieć
własnego dziecka. Albo taka, która uważała, iż pomagając małej sierotce,
zaliczają kolejny dobry czyn.
Spojrzałem na Molly, która akurat weszła do
jadalni. Wyglądało na to, że wciąż była zaspana, choć już miała na sobie czystą
odzież. Jej długie włosy sięgające już pasa odstawały w każdą możliwą stronę,
co uważałem za urocze. Żałowałem, że nie umiałem pleść warkoczy, o które ta
zawsze prosiła.
- Jak się spało, Molly? - spytał ją Alex,
nim ja zdążyłem to zrobić.
- Dobrze, dziękuję - powiedziała z
delikatnym uśmiechem i usiadła obok mnie, na przeciwko blondynów.
Wyciągnęła przed siebie dłoń i chwyciła w
nią kromkę chleba. Nim położyła ją na swój talerz, spojrzała na bliźniaka,
jakby chcąc się upewnić, że może. Alex rozbawiony pokiwał głową, a ta zrobiła
to, co zamierzała wcześniej. Zaczęła niezręcznie smarować kromkę chleba dżemem,
lecz ja w połowie wziąłem nóż i jej z tym pomogłem.
- Wiesz, że nie możesz za nią wszystkiego
robić? - spytał któryś z braci.
- Właśnie, braciszku! - zgodziła się -
Pozwól mi samej. Przecież już jestem duża.
Uśmiechnąłem się i oddałem jej nóż. Czasami
zapominałem, że miała dwanaście lat. Jej niezręczność i sposób mówienia często
sprawiał, że wypadało mi to z głowy. Poza tym czułem, jakby to był mój
obowiązek. Pomagać jej z najdrobniejszą rzeczą.
- Jaki macie na dziś plan? - spytałem, gdy
upewniłem się, że młoda na pewno sobie poradzi ze śniadaniem.
- W sumie to na dziś nie mamy żadnych
planów - powiedział Alex, odkładając kromkę chleba na talerz. - A co?
Wzruszyłem ramionami. - Tak pytam. Z
ciekawości - uśmiechnąłem się do siebie i dopiłem sok.
- Ciekawość ponoć zabiła kota - otrzymałem
w odpowiedzi. - Na szczęście ty jesteś szczurkiem.
- Mój brat nie jest żadnym szczurem -
oburzyła się Molly nie rozumiejąc tego przezwiska.
Alex się zaśmiał jak to miał w zwyczaju.
Chyba lubił Molly i ją akceptował. Ten drugi z kolei ją w pełni zignorował.
- Vic ostatnio coś mówił o tym, że dawno
się nie spotykaliśmy - powiedział wpatrzony w ekran swojego telefonu. - Można
by to w sumie naprawić. Za niedługo Święta i Nowy Rok. Na obie te okazje starzy
wracają do domu, ale przecież można zrobić przedwczesny nowy rok lub coś...
- Lub coś - zaśmiał się Alex. - To powiedz
mu żeby... - zamyślił się, po czym wyciągnął własny telefon i coś sprawdził. -
Co powiesz na jutro braciszku?
- Czekaj, sprawdzam - mruknął jakby
znudzony i zaczął stukać kciukiem w ekran, po czym wysłał wiadomość.
Nie minęło zbyt długo, gdy jego telefon
zawibrował w dłoni.
- Mówi, że nie da rady jutro i pyta czy
dałoby się dzisiaj. No i pyta też, kto jeszcze przyjdzie.
- Zobaczmy... Raczej ci, co zawsze -
wzruszył ramionami. - A jak mu się tak śpieszy, to niech będzie i dzisiaj.
Nie wiedziałem, o kim oni mówią, więc
skupiłem się na swoim śniadaniu. Miałem tylko nadzieję, że cokolwiek planowali
na jutro, nie miało ze mną nic wspólnego. Nie zamierzałem ani być atrakcją dla
gości, ani brać w tym udziału. Nigdy nie byłem na żadnej imprezie i się po
części stresowałem tym, że mógłbym zrobić coś głupiego. Poza tym były spore
szanse, że zamiast być gościem, byłbym właśnie atrakcją. Chyba mi starczyło
wrażeń jak na razie i niekoniecznie chciałem się w to bawić. Oczywiście, gdyby
mi kazali to niemiałbym, co mówić w takiej sytuacji. Musiałbym wykonać
"rozkaz". Ale przecież mogłem w myślach okazywać swoją niechęć do
tego planu.
-
Trzeba będzie w takim razie zrobić drobne zakupy - usłyszałem po chwili.
- Mogę wam pomóc? - spytała nagle Molly.
Nie rozumiałem, czemu to zrobiła, lecz nie zamierzałem ją za to karcić.
- Hmm... - udał zamyślenie weselszy i
bardziej otwarty z bliźniaków. - A chcesz?
- Tak! - krzyknęła z uśmiechem Molly, co
spowodowało przewrócenie oczami u drugiego blondyna.
- A ty nam pomożesz, Szczurku? - zwrócił
się do mnie.
Przełknąłem kawałek tostu, który przed
chwilą przeżułem i pokiwałem głową.
- Powiedz tylko, co potrzeba.
- Myślę, że tu potrzebne będą tylko osoby
do noszenia siatek z zakupami - powiedział z uśmiechem.
- I z posprzątaniem domu - dodał drugi,
wciąż wpatrując się w ekran telefonu. - O, Beth mówi, że nie może.
- Nie może? - spytał zdziwiony.
- A nie, zmieniła zdanie. Ponoć przyjdzie
ze względu na Artura.
Westchnąłem i przestałem ich słuchać
ponownie. Skończyłem śniadanie w ciszy i wstałem od stołu, aby zanieść swój
talerz i szklankę do zlewu. Po powrocie otrzymałem drobną listę zadań, która
polegała na tym, aby pomóc sprzątaczkom z głównymi częściami domu. Mieliśmy je
posprzątać, a następnie przygotować jakieś drobne jedzenie. Bliźniacy w tym
czasie pojechali na zakupy tak więc od razu wziąłem się za zadanie. Chciałem
być przynajmniej w połowie nim oni mieli wrócić.
- Myślisz, że możemy włączyć muzykę? -
spytałem jedną ze sprzątaczek.
- Nie wiem, czy panicze by zezwolili -
odpowiedziała niemalże szeptem.
Uważałem ją za tą bardziej obawiającą się
kary ze strony jej pracodawców. Zawsze była cicho, więc rzadko dało się z nią
wymienić choćby kilka słów. Druga z sprzątaczek była spokojniejsza. Czasami ze
mną rozmawiała na temat domu, jej pracodawców czy też jakiś ciekawostek ze
świata. Oczywiście robiła to tylko wtedy, kiedy bliźniacy byli zajęci czymś
poza domem. Kiedy ci znajdowali się na terenie posesji, starała się limitować
rozmowy i zajmować się pracą.
- To tylko radio... - powiedziałem
zamyślony i sięgnąłem po pilota.
Na pewno
nie będą mieli nic przeciwko. Powiedziałem do siebie w myślach, choć obawiałem się ich reakcji. Przecież to tylko muzyka.
Pod koniec postanowiłem nie ryzykować. Odłożyłem
pilot i powróciłem do pracy. Odsunęliśmy sofy pod ścianę, tak żeby po środku
pokoju było więcej miejsca, a stół przygotowaliśmy do zastawienia go butelkami
i puszkami z alkoholem.
Jako że dom był utrzymywany w generalnym
porządku, niedługo zajęło sprzątanie. Pomogłem więc w kuchni z przygotowaniem
mis z przekąskami. Były to zaledwie dipy do chipsów, które mogły zostać w
lodówce do czasu przybycia gości. W końcu wciąż mieliśmy cały dzień do
wieczoru, więc nie trzeba było się z niczym zbytnio śpieszyć. A już na pewno
nie z jedzeniem, jeśli chcieliśmy, żeby było świeże. Nie wiedziałem zbytnio, co
mamy robić, więc pozwoliłem się prowadzić przez kucharza. Wytłumaczył mi, że
nie szykujemy jakieś kolacji, więc tak na prawdę dużo gotowania tu nie będzie.
Ot upiec jakieś babeczki, nasypać chipsy. I tak gwiazdą wieczoru miał być
alkohol, więc nikt nie będzie się martwić jedzeniem. Miałem tylko nadzieje, że
dom miał w miarę grube ściany i będę w stanie położyć Molly spać.
***
- A ja też mogę być obecna na zabawie? -
spytała Molly, po części podekscytowana wieczorem.
- Nie, Molly. Nie jesteśmy zaproszeni. Poza
tym jesteś za mała na tego typu rzeczy. Będzie alkohol i sami dorośli.
Zanudziłabyś się - odpowiedziałem jej spokojnie, starając się wybić ten pomysł
z jej głowy.
- Ale czemu? - zaczęła marudzić, krzyżując
swoje ręce na piersi i wypełniając policzki powietrzem. Zawsze uważała, że w
ten sposób mnie przekona, lecz ja to uważałem za zwyczajnie urocze.
- Po prostu... - nie wiedziałem jak jej to
lepiej wytłumaczyć. - Kiedy indziej, dobrze?
- Ale kieeedy? - nie dawała za wygraną.
- Jak dorośniesz - zaśmiałem się i
pogłaskałem ją po głowie. - Chcesz pograć w "Go fish"?
- No dobrze... - westchnęła i zdjęła z
szafki paczkę kart, którą kiedyś kupiłem. Była już zużyta i poniektóre karty
były zamoczone czy delikatnie naderwane, lecz wciąż były w stanie nadającym się
do użytku.
Usiadłem na przeciwko niej na łóżku i
zacząłem powoli tasować karty. Po tym rozdałem dla nas obu i resztę zostawiłem
na stercie między nami. Zaczęliśmy grać i mała już po chwili zaczęła mnie
ogrywać. Wyglądało na to, że nie był to dla mnie szczęśliwy dzień. Raz nawet
nie zauważyłem, że pytałem ją już o jedną z kart, a ona jej nie miała. Ale cóż,
to była tylko gra.
Już zacząłem sobie radzić, gdy przerwało
nam pukanie do drzwi. Odwróciłem się w ich stronę i spojrzałem na Alexa. A może
też i Ethana? Musiałem w końcu znaleźć szczegół za pomocą, którego mógłbym ich
rozróżniać.
- Chcesz do nas dołączyć, młody? - spytał
spokojnym głosem tym samym zdradzając, że to nie był Alex.
- Dołączyć? - spytałem zdziwiony.
- A co powiedziałem? - westchnął. - Przyjdź
kiedy tam będziesz chciał.
Wzruszył ramionami jakby ktoś go zmusił do
złożenia tej oferty i wyszedł z pokoju po zamknięciu drzwi.
- Zamierzasz iść? - spytała cicho Molly.
- Nie wiem. Na razie zamierzam się dograć w
naszej grze - powiedziałem z delikatnym uśmiechem pomimo tego, że był on
wymuszony.
Po prawdzie zmieniłem zdanie i chciałem iść
na dół. Dołączyć do nich. Brakowało mi towarzystwa osób w podobnym wieku do
mojego. Oczywiście zależało to jeszcze od tego czy to nie był sposób do
wykorzystania mnie. Westchnąłem cicho i na nowo rozdałem karty. A po trzeciej
przegranej, schowałem je do pudełka. Nie byłem w stanie się skupić na grze.
- Chyba czas, aby młoda dama szła się
kąpać, nie uważasz? - spytałem z uśmiechem.
- Ale ja nie chcę jeszcze spać... -
odpowiedziała Molly.
- A kto tu mówił o śnie? Mówię tylko, żebyś
się umyła. Będziesz wtedy już w piżamie, więc nie będzie trzeba potem cię
zmuszać do kąpieli.
Wyglądało na to, że nie musiałem długo z
nią dyskutować. Mała Molly w końcu lubiła ciepłe kąpiele, więc i z tego
skorzystała. Pomogłem jej się ubrać, a potem położyłem ją do łóżka. Okazało się,
że ciepła kąpiel była bardziej skuteczna niż sądziłem. Mała niemalże od razu po
zetknięciu się z poduszką zasnęła. Pogłaskałem ją po głowie i jeszcze chwilę
pilnowałem, a potem ciekawość wygrała. Założyłem skarpetki i powoli zacząłem
iść wzdłuż korytarza, z którego końca dobiegał mnie dźwięk klubowej muzyki. Nie
znałem aktualnej piosenki, lecz wyglądało na to, że główną jej puentą było
"jestem sexy". Uznałem, że co kto woli i w zasadzie cieszyłem się
słysząc ten kawałek. Tak dawno nie miałem styczności z muzyką o dobrym basie.
Niepewnie zajrzałem przez otwarte podwójne
drzwi do wnętrza salonu i odkryłem, że wewnątrz znajdowało się już parę osób.
Dwie dziewczyny i trzech chłopaków dokładniej. Wszyscy byli ubrani w luźną
odzież dzienną. Głupio się przyznać, ale w pierwszej chwili sądziłem, że może
będą w białych koszulach i czarnych spodniach. Mężczyźni w tamtym, a kobiety w
sukienkach. A tu się okazuje, że miałem rację tylko, co do dziewczyn. Obie
ubrane w ciasne czarne sukienki ukazywały więcej niż zakrywały. Głęboki dekolt
odkrywał piersi, podczas kiedy jedna miała rozcięcie na plecach. Materiał obu
kończył się w połowie ud. Uważnie je zlustrowałem, wpierw zauważając idealne
części ich ciał, a dopiero potem ich twarze. Blondynka miała na sobie delikatny
makijaż z różowymi ustami. Szatynka z kolei czarne oczy i czerwone usta.
Uznałem, że ta druga wyglądała znacznie lepiej od swojej towarzyszki.
- O, Szczurek. Nie stój tak w drzwiach -
powiedział Alex po tym, jak mnie zauważył.
Machnął w moją stronę dłonią i zachęcił do
tego, abym podszedł. Postanowiłem odpowiedzieć na ten gest, więc kiwnąłem
głową. Dopiero potem niepewnie do niego podszedłem. Obdarzyłem jego towarzysza
dyskretnym spojrzeniem. Brunet na pewno nie był aż tak młody jak my, choć też i
nie można było go uznać za starego. Był po prostu osobą dorosłą. Wysoki z
krótkimi włosami i szczupłą twarzą mógłby być uznany za modela. Szczególnie,
kiedy spojrzało się w jego intensywnie zielone oczy. Pewno gdybym był kobietą,
to uznałbym go za atrakcyjnego. Szczególnie, że pomimo luźnych ubrań, widać
było, że ma wyrzeźbione ciało.
- Pomysłodawca na dzisiejszy wieczór,
Szczurek. Szurek, Victor - przedstawił nas sobie nawzajem.
Kiwnąłem głową ku mężczyźnie, lecz ten
zignorował ten gest.
- Nowy ”znajomy” Ethana? - spytał z nutką
pogardy w głosie.
- Coś w tym stylu - zaśmiał się Alex.
Nie do końca rozumiałem, co tamten chciał
powiedzieć przez nazywanie mnie ”znajomym”, ale też i zbytnio nie zwracałem na
to uwagi.
- Wy się zapoznajcie, a ja na chwilę
znikam, bo wygląda na to, że ktoś jeszcze dotarł do nas - wytłumaczył i odszedł
tym samym zostawiając mnie z jeszcze nieznajomym mi mężczyzną.
Nerwowo zacząłem bawić się dłońmi, nie
wiedząc zbytnio, co robić. Czułem się nieswojo w tej sytuacji, co w sumie było
zabawne. Wcześniej nie miałem problemów z rozmawianiem z ludźmi. Z drugiej
strony wcześniej jedyny temat nawiązywany z innymi polegał na żebraniu. Teraz
miałem rozmawiać o czymś normalnym.
- Znów mnie zostawia z dzieciakami -
westchnął niezadowolony rozmówca.
- Nie jestem dzieciakiem - odparłem
oburzony nim zdążyłem się powstrzymać.
- Dla mnie jesteś, dzieciaku. Ile masz lat,
szesnaście? - spytał.
- Osiemnaście… - poprawiłem go cicho.
Wyglądało na to, że kolejna osoba wzięła mnie za młodszego niż byłem.
- Więc i tak dzieciak - wzruszył ramionami.
- A więc ile ty masz?
Westchnął jakby to było kłopotliwe pytanie.
- Nie jesteś przecież kobietą, więc pytać
można - zaśmiałem się cicho.
- Tsa~ Dwadzieścia dwa - powiedział jakby
od niechcenia.
- To nie taka wielka różnica.
- Ale i tak jesteś dla mnie dzieciakiem -
odparł i upił łyk ze swojej puszki.
Uniosłem brew, gdy mężczyznę objęła para
ramion należących do Ethana.
- Spierdalaj, jeśli nie chcesz stracić
tych ramion - warknął niemalże od razu.
- Oj no. Nie umiesz się bawić - odparł z
uśmiechem blondyn.
- Żebym zaraz dla zabawy nie wsadził ci
czegoś w tą pustą dupę - odparł.
- Tyle przyjemności na raz? - zażartował, a
ja postanowiłem cichutko odsunąć się od nich.
Zrobiłem krok w tył i kolejny, i już po
chwili znajdowałem się na drugim końcu pokoju. Po części odetchnąłem z ulgą i
nerwowo podrapałem się po łokciu. Postanowiłem zapisać sobie w pamięci, aby nie
znajdować się w pobliżu tamtej dwójki, kiedy są tak blisko siebie. Wyglądało na
to, że chyba za sobą nie przepadali. A przynajmniej ten… Jak on miał? Starałem
się sobie przypomnieć imię bruneta, kiedy ktoś uszczypnął mnie w ramię.
- Ał… - powiedziałem zdziwiony i złapałem
się za obolałe ramię.
- Hej - uśmiechnęła się do mnie ładniejsza
z dwóch dziewczyn, które wcześniej obserwowałem.
- H-hej… - zająknąłem się, po czym nerwowo
pomasowałem kark i odchrząknąłem. - Znaczy, hej. Wybacz…
Opuściłem głowę. W tym momencie czułem się
jakbym miał się zapaść pod ziemię. Cieszyłem się, że moja twarz nie była w
stanie przybrać czerwonej barwy. Aby pogorszyć sytuację, dopiero po chwili
zauważyłem, że mój wzrok zawisł teraz na jej ciasno ułożonych w materiale
piersiach. Szybko uniosłem wzrok, aby spojrzeć jej w oczy. Ta to widząc
zachichotała uroczo, chowając usta za dłonią.
- Co było nie tak z pierwszym powitaniem? -
spytała z delikatnym uśmiechem.
- Właściwie to chyba nic… - odpowiedziałem
niepewnie.
- Jestem Amelia - przedstawiła się, łącząc
dłonie za plecami i delikatnie się pochylając do przodu.
Ten gest dawał wrażenie, że jej piersi w
każdej chwili mogą wysunąć się z materiału, co tylko zmuszało oczy do
powędrowania w tamtym kierunku. Starałem się jednak okazać kulturę i utrzymać
wzrok na jej twarzy.
- Na ciebie mówią Szczurek, prawda? -
spytała z uśmiechem tym samym sprawiając, że czar prysł. - Przynajmniej tak
mówił Alex. Dziwna ksywa, skąd ją wziął?
- Szczerze to nie wiem - odparłem cicho,
pomimo tego, że to było kłamstwo. Ale nie zamierzałem zaczynać rozmowy od:
Byłem bezdomny, ale oni mnie przygarnęli.
- Taki jest już Alex - ponownie
zachichotała. - Zawsze wymyśla ludziom jakieś przezwiska, a potem nie tłumaczy
powodu. Mnie przez pewien okres nazywał czarną owcą - zrobiła smutną minę. - Do
dziś nie chce podzielić się powodem dla tego przezwiska.
Słysząc to zacząłem zastanawiać się czy
chodziło o jej charakter, czy też może czarne kręcone włosy.
- Zamierzam iść do stołu zobaczyć, co tam
przygotowali. Chcesz coś może? - przekręciła głowę w trakcie zadawania pytania.
- A… Nie wiem, chyba nie. Ale pójdę z tobą,
dobrze?
- Głuptas. Nie musisz mnie o takie rzeczy
pytać - zaśmiała się szczerze i złapała mnie za dłoń, a następnie pociągnęła w
stronę stołu z alkoholem.
Podczas kiedy ona szukała czegoś, co będzie
jej pasować, ja się jej przyglądałem. Uważałem ją za rzadką piękność. Jej
miękkie wargi zdawały się być idealne do całowania, a piersi ciągle kusiły
swoim wyglądem. Jej chude, długie nogi były wręcz idealne, tak jak u modelek z
drogich pokazów. Wcięcie w talii i szerokie biodra… Po prostu była idealna z
wyglądu, a z charakteru zła też nie była. A przynajmniej tak sądziłem po tej
krótkiej wymianie zdań.
- Spróbuj tego - powiedziała z uśmiechem,
przysuwając do mych ust kawałek czekoladowej babeczki, którą wcześniej
pomagałem robić. - Jest bardzo słodka - ostrzegała. - Ale też i bardzo dobra.
Niepewnie przysunąłem się do jej dłoni,
łapiąc ją delikatnie za nadgarstek i rozchyliłem wargi. To pozwoliło jej na
wsunięcie kawałka słodkości do mych ust, a ja powoli przeżułem rozpływający się
w ustach kawałek wypieku. Puściłem jej nadgarstek, a ona zaczęła oblizywać swój
palec z kremu. Uśmiechała się przy tym uwodzicielsko, co sprawiło, że na mych
ustach pojawił się drobny uśmiech.
- Masz rację z tym, że dobra - powiedziałem
wesoło, nieświadom tego, że na mych wargach pozostała resztka kremu.
Ta się zaśmiała widząc to i przysunęła do
mnie. Oparła na moich ramionach swoje dłonie i nieśmiało mnie pocałowała, po
czym zlizała krem. Nie wiedziałem w tym momencie, co zrobić, a mój mózg się w
pełni wyłączył. Jedyne, co mogłem w tej sytuacji robić, to spoglądać na nią
zdziwiony. Powróciła do swojej wcześniejszej pozycji i uśmiechnęła szeroko.
- Ty też jesteś słodki - powiedziała
rozbawiona.
Oblizałem swoją wargę i sam się zaśmiałem.
- Doprawdy? A lubisz słodycze? - spytałem
zaczepnie.
- Uwielbiam.
Sięgnęła do stołu po puszkę z alkoholem,
lecz po chwili namysłu mi ją wręczyła.
- Otworzysz, proszę? Tipsy - wytłumaczyła,
pokazując długie czarne paznokcie.
Kiwnąłem głową i otworzyłem dla niej
puszkę, a ta niemalże od razu zaczęła się pienić. Szybko uniosłem ją do ust i
upiłem to, co zamierzało wylać się na dywan. Po chwili obydwoje się z tego
zaśmialiśmy. Otarłem wierzchem dłoni wargi i oddałem dziewczynie puszkę.
- Dziękuję - odpowiedziała z nieznikającym
uśmiechem i upiła łyk chłodnego trunku.
Resztę wieczoru spędziłem na rozmowie z
dziewczyną. Rozmawialiśmy o wszystkim i na każdy temat. Od tych nudnych jak
polityka, po te fascynujące jak jej talent muzyczny. Dowiedziałem się w ten
sposób, że jest córką słynnego muzyka o już zapomnianym przeze mnie imieniu.
Pamiętałem zaś, że dziewczyna gra na skrzypcach zawodowo i czekała ją kariera
skrzypaczki. Była inteligentną kobietą w wieku zaledwie dziewiętnastu lat.
Studiowała muzykę, choć nie rozumiałem czemu. Nawet nie wiedziałem czego można
było uczyć się w uniwersytecie na kursie muzyki.
- Obrazisz się, jeśli ci go odbiorę? -
spytał starszy z bliźniaków.
- Hmm… A co jeśli powiem, że tak? - spytała
moja rozmówczyni.
Blondyn wzruszył ramionami.
- Dobra. Ja w sumie będę już wracać do
domu, o ile się nie obrazisz - powiedziała już lekko wstawiona. - Miło się z
tobą rozmawiało, szczurku - zaśmiała się uroczo i odeszła szukając swojej
towarzyszki.
Nie zdążyłem cokolwiek powiedzieć, gdy dłoń
drugiego zacisnęła się boleśnie na moim ramieniu. Już po chwili prowadził mnie
przez pokój, a następnie ruszył wzdłuż korytarza.
- Co robisz? - spytałem niepewnie. - Zostaw
- szarpnąłem się, nie rozumiejąc, co ten zamierza.
On jednakże nie odpowiedział. Pchnął
pierwsze drzwi, jakie się znalazły na naszej drodze, lecz te stały tak jak
stały. Wyglądało na to, że były zamknięte, a jemu nie chciało się z nimi
siłować. Ruszył dalej i powtórzył czynność. Pchnął drzwi, a te tym razem
ustąpiły. Wrzucił mnie siłą do środka i sam wszedł do pokoju. Zamknął za sobą
drzwi i spojrzał na mnie leżącego na ziemi. Wyglądało na to, że po alkoholu
byłem większą niezdarą niż zwykle. Właściwie to w tym stanie nawet nie zauważyłem,
że jestem we własnym pokoju. W tym, w którym spała Molly.
Silna dłoń złapała mnie za kołnierz
koszulki i szarpnęła do góry. Już po chwili stałem oparty plecami o ścianę.
- Możesz robić ze mną, co chcesz, tylko
proszę. Wyjdźmy stąd. Pójdźmy gdzie indziej - powiedziałem, nie chcąc obudzić
Molly.
Więcej słów nie było w stanie opuścić mych
ust, gdyż wargi blondyna złączyły się z moimi. A jego dłonie poczęły pozbawiać
mnie odzieży. W tym momencie zacząłem panikować. Byłem zbyt słaby, aby go
odepchnąć. Nie rozumiałem czemu ten się tak zachowywał. To przecież nie była w
pełni wina alkoholu. Przez chwilę zastanawiałem się czy może nie jest
zazdrosny. Lecz to wydawało mi się głupie. Długo nad tym nie rozmyślałem, więc
odpowiedzi nigdy nie odkryłem. Moim głównym zmartwieniem było pozostawanie jak
najciszej, aby nie obudzić Molly. Nie chciałem, żeby widziała mnie w tym
stanie.
Cześć ;)
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię zachęcić do wzięcia udziału w "wyzwaniu literackim" Kreatywne spojrzenie, które polega na napisaniu jednego, krótkiego tekstu miesięcznie, z użyciem podanych haseł na dany miesiąc. Wyzwanie jest dość nowe, dlatego staram się zachęcić do niego jak najwięcej osób. Jeśli jesteś zainteresowana, zapraszam na bloga kreatywnespojrzenie.blogspot.com, gdzie znajdziesz wszystkie szczegóły. ;)
Mam nadzieję, że dołączysz. ;)
Pozdrawiam, Kurayami
Trafiłem tu przypadkiem i nie spodziewałem się aż tak jakościowych tekstów. Miłe zaskoczenie.
OdpowiedzUsuńDługi lecz treściwy tekst. Muszę przejrzeć całego bloga, myślę, że znajdę inne perełki.
OdpowiedzUsuń