Nie wiem, ile minęło czasu od kiedy straciłem
przytomność z powodu nieznanej mi substancji wstrzykniętej w moje ciało. Wiem
za to, że kiedy się obudziłem nie byłem już w okolicach swojej pracy. Słyszałem
gdzieś w tle powolne kapanie wody, czułem na skórze chłód, a przed oczami
miałem rozmazany obraz czegoś na rodzaj podziemi. Dopiero przy trzecim
mrugnięciu rozbudziłem się na tyle, aby ustalić, że się poruszam mimo braku sił
w nogach. Moja ciężka głowa chwiała się, kiedy próbowałem spojrzeć przed
siebie. Opuszczenie jej w dół nie sprawiało mi zaś żadnego problemu. Zauważyłem
w ten sposób, że moje nadgarstki są przykute do podłokietników jakiegoś
siedzenia. Biorąc pod uwagę, że owe siedzenie się poruszało, musiał to być
wózek inwalidzki. Ale… To nie był szpital. Kolejna próba rozejrzenia się była
również i kolejną próbą utrzymania głowy w pionie, a to zaś spowodowało silny
ból w karku. Instynktownie chciałem unieść dłoń, aby dotknąć tego obolałego
punktu, lecz więzy skutecznie mi w tym przeszkadzały.
Chciałem zwrócić na siebie uwagę za pomocą słów,
lecz z mych ust wydobyły się zaledwie niezrozumiałe pomruki. Widać osoba pchająca
mój wózek zignorowała to, gdyż dalej poruszaliśmy się przed siebie w ciszy.
Świat wciąż mi wirował przed oczami i trudno mi było stwierdzić, czy idziemy
przez zwykły korytarz, czy może ścianę przerywały jakieś drzwi. Zamknąłem w
końcu oczy czując się niczym po ostrej imprezie. Dobrze, że chociaż nie miałem
odruchów wymiotnych. Zapewne wszystko skończyłoby na mnie. Gorszym był jednak
fakt, że ponownie straciłem przytomność.