Jego serce zaczynało szybciej bić, kiedy tylko słyszał cudze kroki. Nie
była to oznaka zauroczenia wobec drugiej osoby. Był to czysty lęk. Bał się za
każdym razem, gdy ktoś przechodził koło drzwi. Kiedy on przechodził obok drzwi. Bardziej wtulał się wtedy w swoje kolana
i ciasno zamykał oczy. W takich chwilach czuł się jak bezradne dziecko.
Dziecko, które obawia się, że pijany ojciec ponownie zacznie je bić do
nieprzytomności. A jednak uważał, że taka wersja zdarzeń byłaby lepsza. Znacznie
wolał, aby ktoś go bił, niż robił to, co ten mężczyzna mu robił.
Deska na korytarzu ponownie zaskrzypiała, co sprawiło, że ciało chłopaka
przeszły niekontrolowane dreszcze. Przyłożył dłonie do uszu, jakby chcąc zakryć
je przed natrętnym hałasem. Lecz on, chował je przed ciszą. To cisza była tak
okropna w tym miejscu. Zawsze, kiedy trwała oznaczało, że on tu przyjdzie. Do jego kryjówki, która zarazem była grotą smoka.
Sypialnią danego mężczyzny.
Drzwi powoli się uchyliły ze skrzypnięciem, idealnym jak z horroru wziętym.
Cień spowodowany zapalonym światłem w korytarzu powoli zbliżał się do miejsca,
w którym siedział skulony chłopak. Ów cień zdawał się powiększać. Pochłaniać
chłopaka całego, którego ciało tylko bardziej poczynało się trząść ze strachu.
Nawet nie zauważył, kiedy z jego ust wydobył się cichy szloch. Nie wiedział
jednak, że to on wydał ten dźwięk. Jak spłoszona sarna uniósł głowę i się
rozejrzał. Szukał innej osoby, która mogła być tu z nim i z mężczyzną. Z jego ”wybawcą”.
Osobą, która miała mu pomóc. Nie wiedział jednak, że ta pomoc słono kosztuje.