Strony

sobota, 29 lipca 2017

Strefa Śmierci: Rozdział I

Nie wiem, ile minęło czasu od kiedy straciłem przytomność z powodu nieznanej mi substancji wstrzykniętej w moje ciało. Wiem za to, że kiedy się obudziłem nie byłem już w okolicach swojej pracy. Słyszałem gdzieś w tle powolne kapanie wody, czułem na skórze chłód, a przed oczami miałem rozmazany obraz czegoś na rodzaj podziemi. Dopiero przy trzecim mrugnięciu rozbudziłem się na tyle, aby ustalić, że się poruszam mimo braku sił w nogach. Moja ciężka głowa chwiała się, kiedy próbowałem spojrzeć przed siebie. Opuszczenie jej w dół nie sprawiało mi zaś żadnego problemu. Zauważyłem w ten sposób, że moje nadgarstki są przykute do podłokietników jakiegoś siedzenia. Biorąc pod uwagę, że owe siedzenie się poruszało, musiał to być wózek inwalidzki. Ale… To nie był szpital. Kolejna próba rozejrzenia się była również i kolejną próbą utrzymania głowy w pionie, a to zaś spowodowało silny ból w karku. Instynktownie chciałem unieść dłoń, aby dotknąć tego obolałego punktu, lecz więzy skutecznie mi w tym przeszkadzały.

Chciałem zwrócić na siebie uwagę za pomocą słów, lecz z mych ust wydobyły się zaledwie niezrozumiałe pomruki. Widać osoba pchająca mój wózek zignorowała to, gdyż dalej poruszaliśmy się przed siebie w ciszy. Świat wciąż mi wirował przed oczami i trudno mi było stwierdzić, czy idziemy przez zwykły korytarz, czy może ścianę przerywały jakieś drzwi. Zamknąłem w końcu oczy czując się niczym po ostrej imprezie. Dobrze, że chociaż nie miałem odruchów wymiotnych. Zapewne wszystko skończyłoby na mnie. Gorszym był jednak fakt, że ponownie straciłem przytomność.

środa, 26 lipca 2017

Strefa Śmierci: Prolog


 
      Jeszcze dwie skrzynie i mogę iść do domu, pomyślałem i przeciągnąłem się z westchnięciem. W tym momencie strzeliła chyba każda kosteczka w moim torsie. Byłem wykończony po całym dniu w magazynie i marzyłem teraz tylko o ciepłym prysznicu, a następnie śnie. Praca ta była męcząca, ale przynajmniej były z tego jakieś pieniądze. Szkołę ukończyłem w teorii. Nigdy nie motywowała mnie choćby myśl otworzenia książki, egzaminów nie lubiłem, a rodziców nie interesowała moja edukacja. Z jednej strony żałuję, że wtedy się nie przyłożyłem, a z drugiej miałem przynajmniej luźny etap dorastania. Ale jednak ten luźny etap musiałem teraz odpracować. Poniekąd trudno mi było wiązać koniec z końcem. Płaciłem rachunki, kupowałem żywność, opłacałem ubezpieczenie i tak leciało wszystko albo czasami i więcej niż to, co zarobiłem w tym miesiącu. Często pozostawały zaledwie nędzne resztki, lecz nie przejmowałem się tym. Wrzucałem wszystko, co mi zostało do pustego słoika i w ten sposób je zbierałem. Mogły się przydać na czarną godzinę, ale w planie miałem zebrać wystarczająco na przeprowadzkę. Wynieść się gdzieś do lepszego miejsca, gdzie były tańsze mieszkania i lepsze oferty pracy. Ale na razie pozostawało nosić ciężkie skrzynie w tę i z powrotem, z i do magazynu. Chwyciłem za jedną z nich i uniosłem na bark po czym zacząłem kroczyć we wskazane miejsce. Niby wózki były dostępne, ale mimo wszystko szefostwo nie chciało marnować tego typu urządzeń do przedmiotów, które pracownik sam był w stanie przenieść. Szczerze mówiąc to nie wiem na czym tak oszczędzali, bo na pewno nie na ludzkim zdrowiu. Ale jednak jakbym zaczął się wykłócać, to pożegnałbym się z robotą. Mimo wszystko nie płacili tak źle. Z pewnością były gorsze miejsca.