1 Listopada 2012
- Ale tu pięknie! - krzyknęła uradowana
Molly. Rozglądała się właśnie po sporym salonie, choć bała się oderwać swoje
drobne ciałko od mojej nogi. Zachowywała się moim zdaniem jak taki słodki
szczeniak, który chce ale się boi. Ja z kolei zaledwie spojrzałem na już znane
mi otoczenie i opuściłem głowę. Wciąż rozmyślałem nad tym, czy aby dobrze
zrobiłem akceptując ofertę bliźniaków.
Tak, miałem parę dni na rozmyślanie nad tym, ale tego nie zrobiłem, a gdy tylko
ich znów zobaczyłem w mieście... To po prostu bez namysłu podszedłem do nich i
z opuszczoną głową spytałem, czy jednak mógłbym z nimi zamieszkać. Pewno gdybym
był sam, to nigdy bym tego nie zrobił. Ale stan Molly ostatnimi dniami się
jedynie pogarszał, a temperatura na dworze spadała.
Spojrzałem na małą, gdy tylko przypomniało
mi się o potwornym chłodzie na zewnątrz. Tu było ciepło i sucho. Coś z czym
dziewczynka spotkała się pierwszy raz od kilku lat, a uśmiech na jej twarzy
okazywał iż jest bardziej niż zadowolona z mej decyzji. Uśmiechnąłem się
delikatnie pod nosem i pokręciłem głową. Wyglądało na to, że byłem w stanie dla
niej zrobić cokolwiek, nawet jeśli w skutek raniłem samego siebie. Nagle
uśmiech zniknął z mej twarzy, gdy jeden z bliźniaków złapał małą za dłoń i
zaoferował jej, że pokaże inne pokoje. Już miałem zaprotestować, gdy druga para
dłoni wylądowała na mych ramionach.
- Pozwól, że ci z tym pomogę. - doszedł do
mych uszu męski głos i nim zdążyłem zaprotestować, moja zimowa kurtka została
rozpięta i zabrana z mego ciała. W tym momencie zamarłem w bezruchu. Nie
rozumiałem czemu, ale bałem się. Bałem się, że ten znów zrobi ze mną co będzie
chciał. Głupie. Przecież sam się na to pisałem. To było oczywiste, że będę
musiał znów to robić, a jednak... - Buty. - usłyszałem jego głos przy swoim
uchu i nie potrafiłem się stawiać. Posłusznie zdjąłem swe obuwie i oddałem
brunetowi.
- Braciszku! - wezwała mnie nagle Molly.
Spojrzałem nerwowo na jednego z bliźniaków i podążyłem za jej głosem z obawą,
że coś jej się stało. Jednakże, gdy tylko wszedłem do pokoju, którym okazała
się spora łazienka z wanną... Nie. Z basenikiem po środku. Moje obawy zostały
rozwiane. - Zobacz, zobacz! - kontynuowała podekscytowana Molly. - To tak jak
na basenie! Tak jak kiedyś ze mną chodziłeś. Możeeeemyyy? - spytała z typowymi
dla niej oczami jak u niewinnego szczenięcia. Zawsze miałem w tych momentach
problem z odmówieniem jej, choć tym razem ktoś mnie wyręczył. - Pewno. -
powiedział bliźniak, który ją tu zaprowadził. - Woda czekała specjalnie na ciebie.
- dodał z szerokim uśmiechem, nie odrywając wzroku od małej. Coś, co mi się nie
podobało i szczerze miałem nadzieję, że nie zamierza zostać i ją obserwować.
Ku mej uciesze oznajmił, że możemy tu
siedzieć ile chcemy, o ile zdążymy na kolację, która zaczynała się za godzinę. Po
tych słowach wyszedł, zamykając za sobą drzwi od łazienki, a ja powoli zacząłem
rozbierać Molly. Gdy tylko zdjąłem ostatnią część jej odzieży, mała słodko się zaśmiała
i weszła do baseniku. Nie martwiłem się zbytnio o to czy coś jej się stanie, bo
kiedy stała to woda sięgała jej zaledwie do pasa. Szybko usiadła w niej i
zaczęła chlapać wodą, przez co i mnie się oberwało. - Ej... - zaśmiałem się, w
połowie zdejmowania ubrań. - No chodź, no chodź. - powiedziała z szerokim
uśmiechem, którego dawno już nie widziałem. - No idę, idę. Daj się tylko
rozebrać. - powiedziałem i w samej bieliźnie dołączyłem do niej w baseniku.
Westchnąłem cicho, gdy ciepło wody zaczęło
rozgrzewać me zmarznięte ciało i rozluźniać zmęczone mięśnie. Oparłem swe
ramiona na krawędzi baseniku i przymknąłem oczy, gdy nagle kolejna porcja wody
wylądowała na mej twarzy. - Miałeś się bawić. - powiedziała zawiedziona Molly,
widząc brak reakcji z mej strony. - Tak? - spytałem z uśmiechem i otworzyłem
jedno oko. Chlapnąłem ją, mocząc przy tym jak do tej pory suchą głowę. Mała zachichotała
i zaczęła pocierać oczy, do których dostała się przeźroczysta ciecz.
Wróciłem do wcześniejszej pozycji i
obserwowałem jak Molly otwiera po kolei niewielkie ozdobne buteleczki, a następnie
wącha ich zawartość. Zatrzymała się na czarnej butelce, zdobionej narysowanymi
kwiatami czerwonej róży. - Umh... Mogę braciszku? - spytała niepewnie, choć
widać było, że bardzo chce wypróbować miło pachnącą substancję. - Chodź tutaj.
- uśmiechnąłem się do niej i zabrałem od niej buteleczkę. Wycisnąłem część
płynu na swą dłoń i odstawiłem przedmiot na bok. Ostrożnie zacząłem wmasowywać
szampon w jej długie włosy, a w między czasie zacząłem się zastanawiać czy aby nie
przydałoby się ich przyciąć.
Po
spłukaniu jej włosów czystą wodą i umyciu własnego ciała, wyszliśmy z wanny.
Ostrożnie zacząłem ją wycierać gdy nagle ponownie zaczęła kaszleć. Opatuliłem
ją miękkim materiałem i starałem jakoś ogrzać z nadzieją, że może chociaż to
pomoże. Gdy się uspokoiła, wtuliła w me ciało i objęła mój kark ramionami. -
Nie musisz się tak martwić braciszku. Nic mi nie jest. - uśmiechnęła się, jak
to zwykle robiła gdy były momenty, w których się o nią martwiłem.
Delikatnie pokiwałem głową i spojrzałem
przez ramię na bruneta. Mą uwagę przykuła kupka materiałów w jego dłoni. Powoli
wstałem z swojego miejsca i podszedłem do niego by przyjąć ubrania. - Dziękuję.
- powiedziałem cicho, gdy wręczył mi świeżą odzież.
- Mam nadzieję, że będą się jej podobać. - Powiedział z typowym dla niego uśmiechem na twarzy. Czasami się zastanawiałem czy on kiedykolwiek przestawał to robić, ale co tam. Gdy tylko wyszedł, zacząłem ubierać siebie i Molly.
- Mam nadzieję, że będą się jej podobać. - Powiedział z typowym dla niego uśmiechem na twarzy. Czasami się zastanawiałem czy on kiedykolwiek przestawał to robić, ale co tam. Gdy tylko wyszedł, zacząłem ubierać siebie i Molly.
Spokojnie przeszliśmy w stronę jadalni.
Molly uradowana, ja zaś z wielkim kamieniem w żołądku. Myślałem, że zwrócę za
chwilę ostatni obiad składający się z zupy pomidorowej i suchej bułki. Nie
rozumiałem czemu się stresuję... Znaczy, rozumiałem. Tylko nie widziałem w tym
sensu bo w końcu sam się na to
pisałem.
Westchnąłem i kroczyłem dalej z opuszczoną
głową jak na ścięcie. Mój nastrój się nie zmieniał, nawet gdy weszliśmy do
sporego pomieszczenia, co na moje nieszczęście zostało zauważone przez
gospodarzy. - Co jest szczurku? - spytał pierwszy, jakby na serio był
zmartwiony. - Wyglądasz jakbyś był przygnębiony. - przyznał drugi. Pokręciłem
zaledwie głową i zająłem swoje miejsce przy stole z małą Molly obok. Jej oczy
błyszczały jak małemu dziecku, które dostało wielkiego misia bez jakieś okazji.
Patrzyła na każdą z ciepłych potraw, pewno nie wiedząc od której zacząć.
Powoli nałożyłem sobie niewielką porcję
warzyw, okazjonalnie spoglądając na Molly, która nałożyła sobie po trochu
wszystkiego co akurat stało koło niej. Następnie- pewno z przyzwyczajenia-
wzięła jedzenie w dłoń i powoli zaczęła jeść. - Molly... - skarciłem
dziewczynkę i przypomniałem jej o istnieniu sztućców. - Oj daj małej spokój. -
usłyszałem cudzy głos. Tylko tego mi brakowało. - Właśnie. To że sam masz
ochotę tak zrobić, ale tego nie robisz, nie oznacza, że inni nie mogą. - po
tych słowach oboje się zaczęli śmiać, a ja zaledwie miałem nadzieję, że ma
twarz nie przypomina pomidora. Nie mieli rację, ale i tak z jakieś powodu
poczułem się zawstydzony.
Reszta kolacji przebiegła bez zbędnych
problemów. Jeden z bliźniaków oznajmił, że z rana musi coś załatwić i odszedł
od stołu by się zapewne udać do swej sypialni. Ja zaś nie wiedziałem zbytnio co
robić. Ostatnim razem spałem z ów bliźniakiem, a podążać za nim nie
zamierzałem. Poza tym... Nie chciałem by Molly znajdywała się choćby metr od
jednego z nich podczas snu.
Prawie odetchnąłem z ulgą, gdy się
dowiedziałem, że dostaniemy własny pokój, do którego to zostaliśmy
zaprowadzeni. Było to proste pomieszczenie o białych ścianach przecinanych
delikatnie srebrnawymi pasami i drewnianych panelach na podłodze, wykonanych z
jasnego drewna. Po środku pokoju pod ścianą stało spore łoże na dwie osoby,
przyodziane pasującymi kolorystycznie do otoczenia licznymi poduszkami i
puszystą kołdrą. Po obu stronach znajdywały się niewielkie stoliczki nocne z białego
drewna, a na nich proste lampy z żarówką otoczoną szklaną kulą. U sufitu dało
się zauważyć równie biały żyrandol, na parapecie stały niewielkie krzaczki, a
pod jedną z ścian stała prosta szafa na ubrania. Wszystko to wyglądało jakby
nigdy nie było używane i dopiero niedawno zmontowane.
- Ale tu ładnie... - powiedziała Molly i
podeszła do łóżka by je sprawdzić. Uśmiechnąłem się widząc tę scenę, lecz ten
wyraz twarzy długo nie pobył i szybko został zastąpiony coś w rodzaju strachu.
Bliźniak, który stał za mną pochylił się i nim wyszedł, wyszeptał mi do ucha
proste dwa słowa. "Do jutra". Mogłoby się wydawać zabawnym przerazić
się takich słów, lecz dla mnie miały one inne znaczenie sprawiające, że
przeszedł mnie dreszcz po plecach. Nie było to przyjemne uczucie.
Wziąłem głębszy wdech i powoli wypuściłem
powietrze z płuc by nie alarmować Molly. Wolałem przy niej zachowywać się
neutralnie. Nie musiała znać wszystkich szczegółów naszego pobytu. Może i
kiedyś spyta czemu nam pozwolili, a może uzna ich za jakiś bohaterów. Nie było
to ważne. Nie zamierzałem jej wyjawiać mojej małej "tajemnicy".
Witam,
OdpowiedzUsuńno więc jednak skorzystał z ich oferty, bardziej martwiąc się Molly, tak ona uradowana, no niestety nie ma nic za darmo, ale mam nadzieję, że nie będą go krzywdzić... ciekawe czy interesują się chociaż tym dlaczego znaleźli się na ulicy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Misz-masz. Skąd zacząć czytać to opowiadanie? Chcę po kolei rozdziałami, a tutejsza kolejność tworzy ciąg skokami.
OdpowiedzUsuńOd pierwszej strony. Wszystkie są po prawej w "Cichy Pamiętnik". Tylko od strony 8->1 bo kolejności nie mogę ustawiać.
Usuń