20 Października 2012
Minął tydzień, a może i więcej, od
momentu kiedy Molly sprawiła mi "niespodziankę". Przez ten czas
jedyne co się zmieniło, to pogoda. Było coraz zimniej i wilgotniej. Nie byłem
pewien czy wolałem deszcz czy śnieg. Pierwsze; moczyło ubrania i obniżało temperaturę
ciała. Drugie; sprawiało, że wszystko było śliskie i często kleiło się do
ubrań. To zaś się topiło i skutek był taki sam, jak z deszczem. Teraz jak to sobie tak przedstawiłem
to wyglądało na to, że oba są równie złe i tak samo doprowadzały do przeziębień.
Zaś te już często kończyły się na śmierci dla osób takich jak my. Wyplułem pianę z ust i przepłukałem
wodą z rzeki. Znów udało się zdobyć tubkę pasty do zębów, a stare szczoteczki
nadal nadawały się do dbania o higienę jamy ustnej. Byłem sam, gdyż miałem
nadzieję również na obmycie się wodą, lecz proste zamoczenie dłoni wybiło mi z
głowy ten pomysł. Uśmiechnąłem się pod nosem, wspominając ostatnia ciepła
kąpiel. Oczywiście, wymazałem wspomnienia tego, co stało się później. A potem przestałem się
uśmiechać, gdy przypomniałem sobie, jak to zaliczyłem chłodną kąpiel, w ów
rzece, przed którą stałem.
Westchnąłem i schowałem klamoty do
torby. Odwróciłem się na pięcie i mało nie przeżyłem zawału. Instynktownie odskoczyłem
w tył i... Poślizgnąłem się na mokrych kamieniach. Gdyby nie to, że osoba o
której dopiero co nie rozmyślałem, mnie nie złapała za przód kurtki, byłbym już
cały mokry.
- Nie miłe szczurku. Aż tak straszny chyba nie jestem. - Uśmiechnął się szeroko bliźniak, o wciąż nieznanym mi imieniu.
- Zaskoczyłeś mnie... - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Zamierzałem już wrócić do pionu. Spodziewałem się, że ten mi pomoże, ale w zamian, puścił mnie. Gdyby nie to, że złapał mnie tym razem za ramię, to bym już dawno musiał wycierać nos i kichał na potęgę. Popatrzyłem na chłopaka z wyrzutami.
- Nie-e. Nie ma nic za darmo. - Uśmiechnął się. - Całus się należy za pomoc.
- Nie miłe szczurku. Aż tak straszny chyba nie jestem. - Uśmiechnął się szeroko bliźniak, o wciąż nieznanym mi imieniu.
- Zaskoczyłeś mnie... - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Zamierzałem już wrócić do pionu. Spodziewałem się, że ten mi pomoże, ale w zamian, puścił mnie. Gdyby nie to, że złapał mnie tym razem za ramię, to bym już dawno musiał wycierać nos i kichał na potęgę. Popatrzyłem na chłopaka z wyrzutami.
- Nie-e. Nie ma nic za darmo. - Uśmiechnął się. - Całus się należy za pomoc.
On chyba żartował. Już miałem się
zaśmiać, gdy ten przyciągnął mnie do swego ciała i agresywnie zaczął całować. Z
jakiegoś powodu zamknąłem oczy i się nie rzucałem. Chyba drugi odebrał to jako
zaproszenie do kontynuowania pieszczot, bo wsunął swój język do mych ust. Ugryzłem go z całej siły, choć nie
tak by mu go uszkodzić. Co najwyżej delikatnie zranić. Jak się odsunąłem i
doprawiłem swój czyn płaską dłonią, ten wypluł trochę krwi. Ktoś zaczął się śmiać. Spojrzałem w
danym kierunku i odkryłem, że ta dwójka jednak się nie rozłącza.
- Co jest braciszku, kot zjadł ci
język? - Zapytał, gdy się uspokoił.
- Nie. Suka mnie ugryzła. - Padła
odpowiedź, z chłodnym uśmiechem.
Popatrzyłem na niego z wyrzutami,
choć nic nie powiedziałem. Zacząłem kroczyć w stronę swego domu. Nawet nie
zwracałem uwagi na to, że dwójka postanowiła za mną podążać. Słyszałem jedynie
jak szepczą coś między sobą. Ogółem, zdziwiło mnie, że tak szybko odpuścił, po
tym co się stało.
W końcu wszedłem do pomieszczenia i
spojrzałem na swoje rzeczy, szukając wzrokiem siostry.
- Oho. Mamy gości. - Rzekł nasz
sąsiad. - Nigdy nie sprowadzałeś znajomych do domu. Czyżbyś przechodził
spóźniony okres nastoletni?- Zaśmiał się, zachowując jakby był mym ojcem.
Szedłem dalej i w połowie spojrzałem
za siebie. Odkryłem, że dwójka stała w "drzwiach". Uśmiechnąłem się,
zadowolony z tego, że głębiej nie postanowili wejść. Dalej mruczeli coś między
sobą, ale mnie to nie obchodziło. Kupka materiału na naszym materacu się
poruszyła i nagle wyszła spod niej zaspana Molly. Uśmiechnęła się i szybko do
mnie podbiegła, wtulając w pas. Spojrzała na dwójkę bliźniaków i przez chwilę ich
obserwowała.
- Są tacy sami! - Krzyknęła
uradowana, po raz pierwszy widząc bliźniaków jednojajowych.
Wyglądało na to, że tamci poświęcali
nam więcej uwagi, niż się wydawało, bo się zaśmiali jak na komendę. Jak gdyby
to było zaproszeniem, podeszli bliżej i wzrokiem wręcz połykali małą.
Szybko zmieniłem swą pozycję i
stanąłem między Molly a bliźniakami. Nie wiem czemu, ale czułem potrzebę
bronienia małej. Może to przez zajścia z przed kilku dni.
- Czego chcecie? - Syknąłem, mrużąc
oczy.
Wyglądało na to, że nie spodziewali
się takiej reakcji z mej strony, bo zamilkli. Jakby spod ziemi, za plecami dwójki
wyrósł nasz kochany sąsiad i spojrzał na nich groźnie. Był nieco wyższy od
nich, lecz słabszej budowy. Przez te lata, zaczął tracić swą wcześniejszą
formę.
- Mam się ich pozbyć? - Spytał, z
swym typowym uśmiechem.
- Spieprzaj. Nie z tobą gadamy. -
Odparł bardziej złośliwy z dwóch bliźniaków.
Wiedziałem, że jak czegoś nie
zrobię, to się zaraz pobiją, ale nie wiedziałem zbytnio co zrobić. Jakby ci
zaczęli się tłuc, ja bym jedynie oberwał, nawet nie starając się ich rozdzielić.
- Przestańcie~ - Doszedł nagle z za
moich pleców cichy głos Molly. Wyglądało na to, że zgadzała się ze mną, jeśli
chodzi o sytuację.
- Nie musisz. Dziękuję. Sami za
chwilę wyjdą. - Odpowiedziałem, zabijając wzrokiem wpierw jednego, potem
drugiego z bliźniaków.
Kucnąłem przy Molly i uśmiechnąłem
się do niej. - Idź się pobawić na chwilę, dobrze? - Zapytałem spokojnie, a mała
kiwnęła głową i odeszła.
- Czego chcecie? - Pomowiłem pytanie, gdy wstałem i się do nich zwróciłem.
- Niczego. - Zaczął jeden.
- Co nie miałoby korzyści dla nas trzech.
- Dokończył drugi.
- No właśnie.
- Mamy dla ciebie propozycję.
- Wprowadź się do nas. - Powiedzieli
razem, z szerokimi uśmiechami.
Chwila, co? Ich słowa zbiły mnie z
tropu i się pogubiłem w tym. Wpierw mnie porywają, potem napastują, a teraz
proponują zamieszkanie. I to za darmo? Nie. Raczej nie za darmo. A wiedzą, że
nie miałbym jak zapłacić. A może i bym miał? E... głupie. Przetarłem dłonią
twarz i się na nich spojrzałem. Wciąż stali i mnie obserwowali z uśmiechem.
- Nie. - Powiedziałem krótko.
- No to ekstra, pakuj... Chwila, co?
- Zapytał zdziwiony, ten który mnie znalazł nad rzeką.
- Powiedziałem, nie.
Chyba
nie przywykli do tego słowa, albo się nie spodziewali takiej odpowiedzi.
- Chyba masz gorączkę i maniaczysz.
Nie rozumiesz co ci oferujemy? Dom.
- D. O. M. - Przeliterował drugi. -
Taki budynek, byłeś już w jednym.
Tłumaczyli to, jakbym co najmniej
nie wiedział o czym mówią.
- Jestem bezdomnym, ale nie debilem! -
Warknąłem, po raz pierwszy przyznając się do swej sytuacji. - I z tego też powodu nie przyjmę. - Dodałem
spokojniej.
- Aha. - Mruknął, jakby nie
dowierzając memu stwierdzeniu.
- No dobra. - Znów zaczęli wymieniać
się częściami przemowy, jakby to było jakieś przedstawienie.
- Później nie będziesz miał okazji
na zmianę zdania. Wiesz o tym?
- Tak. - Odpowiedziałem. - A teraz
już sobie idźcie.
- No dobra.
- Siebie później obwiniaj.
Odwrócili się i zaczęli iść w stronę
wyjścia. Szli w miarę powoli. Może sądzili, że nagle zmienię zdanie? Jeden z
nich jeszcze spojrzał na mnie przez ramię i już po chwili ich nie widziałem.
Opadłem na materac z westchnięciem i opuściłem głowę.
- Wiesz. - Usłyszałem głos starszego
mężczyzny, który wcześniej przyszedł na mój ratunek. - Może to nie był taki zły
pomysł? W końcu jesteście wciąż dzieciakami.
- Molly jest. - Wpadłem mu w słowo,
przypominając o swych urodzinach, które ostatnio minęły.
- No tak. I o to mi właśnie chodzi.
Nie wiem kim są i wyglądają na dupków, ale i tak. Nie codziennie ktoś
przychodzi i proponuje komuś dom.
- Wiem. Ale... - Nie chciałem się
dzielić ostatnimi wrażeniami. Ogółem nawet nie mówiłem, że byłem już wcześniej
u nich w domu. - Ale nauczyłem się, by nie wierzyć rzeczom, które są zbyt
piękne, by być prawdziwymi. - Powiedziałem, myśląc o obietnicach macochy.
- Rozumiem. - Dodał. Widać było, że
mi zazdrości. Sam by pewno już dawno się pakował.
Nie chcąc się narzucać, wrócił do
swej części.
- Braciszku. - Doszedł do mnie nowy
głos. - Czemu nie przyjąłeś ich oferty. Oni za pewne mają dobre jedzenie. Ja
chcę jeeeeść~ - Pociągnęła nosem. - I mi zimno.
Już dawno nie była markotna i bywała
dzielna, jak na swój wiek. Ale nagłe przypomnienie jej o normie, zwróciło
oryginalne zachowanie.
- Wiem Molly. Przepraszam... Coś
wykombinujemy. Zobaczysz. Mam jeszcze ciasteczka, chcesz? - Zapytałem z
sztucznym uśmiechem. Byłem zbyt zajęty, by udawać teraz zadowolenie. Zresztą,
nie miałem powodu do uśmiechania się.
Wyglądało na to, że ją tym
przekupiłem. Oddałem ostatnie dwa czekoladowe ciasteczka i zwróciłem swój wzrok
ku ognisku. Starałem się pomyśleć nad plusami i negatywami przyjęcia oferty, by
upewnić się, że nie popełniłem błędu.
Mrau :3
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńciekawe co kierowało nimi składając mu taka propozycję... bo chyba nie chęć pomocy no i czy brali pod uwagę, ze jeśli się zgodzi to zabierze ze sobą siostrę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia