Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X X X X X X

Etykiety

Twój tekst

Kontakt

GG: 50508389
Email: nocta.k@hotmail.com

Blog nr 2: http://caste-game.blogspot.co.uk/


Blog

Kyōki no kokoro (o ile autor zna się na języku Japońskim) oznacza serce szaleństwa, co jego zdaniem jest idealnym tytułem dla opowiadań o "mrocznej" tematyce, przedstawiających postacie w beznadziejnych sytuacjach bez wyjścia i tego podobnych (choć zdażają się wyjątki w tematyce). Opowiadania często zawierają tematy nie odpowiednie dla młodych czytelników.


Autor

Dziwne stworzenie, które od czasu do czasu lubi wykorzystać swój nadmiar wyobraźni do napisania opowiadania. Polskie opowiadania pisze od zaledwie paru lat, jako że wcześniej nie uczył się danego języka. Jest to forma polepszania jakości pisania oraz poprawności w użytku języka polskiego. Aktualny wiek autora to dziewiętnaście lat. Studiuje w Anglii, lecz chciałby zapamiętać swój rodowy język, którego to nie miał okazji się uczyć.


Beta

Czyli osoba, która mi pomaga. Poprawia ona tekst na tyle ile potrafi i po części uczy też polskiego. Sama pisze opowiadania, tak więc jeśli chcecie się dowiedzieć o niej więcej, musicie zajrzeć na jej bloga:

http://historiepisanepiorem.blogspot.co.uk/

sobota, 29 lipca 2017

Strefa Śmierci: Rozdział I

Nie wiem, ile minęło czasu od kiedy straciłem przytomność z powodu nieznanej mi substancji wstrzykniętej w moje ciało. Wiem za to, że kiedy się obudziłem nie byłem już w okolicach swojej pracy. Słyszałem gdzieś w tle powolne kapanie wody, czułem na skórze chłód, a przed oczami miałem rozmazany obraz czegoś na rodzaj podziemi. Dopiero przy trzecim mrugnięciu rozbudziłem się na tyle, aby ustalić, że się poruszam mimo braku sił w nogach. Moja ciężka głowa chwiała się, kiedy próbowałem spojrzeć przed siebie. Opuszczenie jej w dół nie sprawiało mi zaś żadnego problemu. Zauważyłem w ten sposób, że moje nadgarstki są przykute do podłokietników jakiegoś siedzenia. Biorąc pod uwagę, że owe siedzenie się poruszało, musiał to być wózek inwalidzki. Ale… To nie był szpital. Kolejna próba rozejrzenia się była również i kolejną próbą utrzymania głowy w pionie, a to zaś spowodowało silny ból w karku. Instynktownie chciałem unieść dłoń, aby dotknąć tego obolałego punktu, lecz więzy skutecznie mi w tym przeszkadzały.

Chciałem zwrócić na siebie uwagę za pomocą słów, lecz z mych ust wydobyły się zaledwie niezrozumiałe pomruki. Widać osoba pchająca mój wózek zignorowała to, gdyż dalej poruszaliśmy się przed siebie w ciszy. Świat wciąż mi wirował przed oczami i trudno mi było stwierdzić, czy idziemy przez zwykły korytarz, czy może ścianę przerywały jakieś drzwi. Zamknąłem w końcu oczy czując się niczym po ostrej imprezie. Dobrze, że chociaż nie miałem odruchów wymiotnych. Zapewne wszystko skończyłoby na mnie. Gorszym był jednak fakt, że ponownie straciłem przytomność.


~*~

Głośne uderzenie metalu spowodowało, że momentalnie się zerwałem i otworzyłem oczy. Wciąż byłem przywiązany do ruchomego siedzenia, więc nie było mi dane wstać. Obraz już ostrzejszy przedstawiał niewielkie kwadratowe pomieszczenie. Obstawiam, że gdybym się położył, to wyciągniętymi przed siebie ramionami dotknąłbym jednej ściany, a stopami drugiej. Między mną a drzwiami stał młody mężczyzna w białym kitlu i o szerokim uśmiechu. W dłoni trzymał tablet, lecz wyłączony ekran nie pozwalał mi na dojrzenie tego, co w sobie skrywał. Naukowiec wolną dłonią poprawił swoje okulary po czym niczym zmieszany wsunął dłoń w swoje blond włosy.

- Ech, przepraszam za to jak cię potraktowano. Niestety to nie ja odpowiadam za personel rekrutujący – powiedział, jak gdyby przepraszał za szkodę wykonaną przez jego dziecko. Odchrząknął następnie i opuścił wolne ramię. – Ale widzę, że już jesteś rozbudzony i w pełni sił. Zapewne masz wiele pytań, ale nie mamy zbyt dużo czasu niestety, więc odpowiednio dobieraj słowa.

Nie rozumiałem znaczenia jego przemowy. Jaka rekrutacja i do czego pozostało niewiele czasu? Czemu zostałem uśpiony i tu przeniesiony? Kim był ten mężczyzna? Czemu byłem związany i czemu tak bardzo bolał mnie kark? Zamknąłem na chwilę oczy by wyciszyć umysł. Zbyt wiele pytań nie pozwalało mi spokojnie myśleć. Musiałem ogarnąć tę sytuację, zrozumieć co się właściwie stało. W końcu rozchyliłem powieki i spojrzałem na spokojnie czekającego mężczyznę.

- Ki- - odchrząknąłem, kiedy załamał mi się głos. – Kim jesteś?

- Masz limit pytań i zadajesz coś tak mało ważnego? – Westchnął ciężko, kręcąc głową. – To nie jest ważne. Ale dobrze, już zadałeś to pytanie, to zasługujesz na odpowiedź. Jestem naukowcem, co chyba da się odgadnąć po moim ubiorze. Odpowiadam za stan naszych rekrutów. Tu też łatam martwych.

Łatanie martwych… Czy to ma jakiś sens? Tak. Ma. A przynajmniej tak sobie nagle uświadomiłem. Jego słowa przypomniały mi te wszystkie historie dotyczące ludzi uprowadzanych dla organów czy nawet i całego ciała. Nieźle się wpakowałem. Ciekawe, ile kosztuję. Sprzedadzą całe ciało czy może wyciągną wszystko co się da? Nerki, serce i tak dalej. Utrzymują mnie przy życiu tylko po to, aby wszystko było świeże. Ech, gorzej już chyba być nie mogło. A przynajmniej tak mi się wydawało.

- Handlujecie ciałami? – zapytałem, chcąc stanowczej odpowiedzi.

- Co? Nie! – Nagle się zaśmiał. – O nie, nie! Żywi nam są potrzebni, a to że czasami umierają to już nie nasza zasługa.

- Słucham?

- Widzisz. Już za parę chwil będziesz brał udział w swojego rodzaju rozrywce. Zostaniesz wypuszczony, a zadaniem twoim będzie wygrać to wszystko. Zapewne ciekaw jesteś, jak to wygrać. Nic prostszego. Po prostu musisz przeżyć – wytłumaczył, jakby to była jakaś gra typu piłki nożna. Ale ten sposób na wygraną…

- Czemu przeżyć? – zadałem kolejne pytanie.

- A wolisz umrzeć? – przekręcił lekko głowę.

- Nie, nie o to chodzi. Tylko… Co takiego będzie mi zagrażało, że za zadanie mam przeżyć? – wytłumaczyłem. To wszystko nie miało sensu, a on wcale mi nie pomagał pod względem wyjaśnień.

- Spokojnie, już tak nie panikuj – powiedział, co nie było adekwatne do aktualnej sytuacji. Jak miałem nie panikować, kiedy wpierw mnie porwano, a potem grożono śmiercią?

Zacząłem się lekko szarpać z więzami, kiedy ten stanął za mną i zaczął prowadzić wózek. Nie wiem, dokąd mnie prowadził, ale stanowczo nie chciałem się dowiadywać. Wolałem już zostać tutaj niż pozwolić mu gdziekolwiek mnie zabrać. Wątpiłem, aby zamierzał mnie odstawić do domu. Ten jednak pacnął mnie tabletem w głowę.

- Uspokój się, albo będę musiał ci coś podać, a to tylko sprawi, że szybciej umrzesz. Chcesz tego? – zadał retoryczne pytanie. Odpowiedź była oczywista. Więzy nie zamierzały puścić, on chciał mi znów coś wstrzyknąć. Wolałem siedzieć spokojnie. – No. Zuch chłopak.

- Wciąż mi nie wytłumaczyłeś co ma mi zagrażać - upomniałem się.

- Ech, dobra. Słuchaj uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać. Twoim jedynym celem jest zabić albo być zabitym. Proste, nie? Codziennie ludzie walczą o przetrwanie, lecz nie na taką skalę jak kiedyś. Wszystkie te udogodnienia jakie powstały w ostatnich czasach; prawie pełne usunięcie chorób, koniec z głodem. Gorzej pod względem wojen, ale i tego nigdy się nie usunie z ludzkiej natury. Ty zasmakujesz dawnego świata. Świata z chorobami, głodem i ciągłą walką.

Jego słowa odbijały się od ścian korytarzu, którym już raz mnie przewożono. Dopiero teraz byłem w stanie zauważyć drzwi zdobiące co jakiś czas skalne ściany. Metalowe drzwi przypominające te z dawnych więzień. Czy zatem nie byłem tutaj jedynym? Z jego słów tak by wynikało. Miałem walczyć z innymi osobami… A może zwierzętami? Nie powiedział w końcu kogo mam zabijać. Niezależnie od szczegółów, nie podobała mi się ta sytuacja. Póki co jednak słuchałem uważnie jego słów, lecz ten jak na złość nagle zamilkł. Zatrzymał nas przed drzwiami, obok których na ścianie widniał jakiś ekran. Aktualnie był wyłączony, lecz gdy tylko mężczyzna do niego podszedł, ten się zaświecił. Następnie naukowiec przyłożył do panelu swoją kartę, która wisiała na smyczy, na jego szyi. Urządzenie wydało z siebie ciche ”pipnięcie”, a po chwili drzwi się rozsunęły ukazując sporych rozmiarów pomieszczenie. Wyglądało ono niczym hangar, lecz było całkowicie puste poza drzwiami znajdującymi się na samym końcu oraz moim plecakiem leżącym na podłodze pośrodku pomieszczenia.

- Jeżeli sądzisz, że możesz się gdzieś schować, to się mylisz – powiedział nagle, odwracając się w moją stronę. Zaczął kroczyć z powrotem do wózka, po czym ruszyliśmy w głąb następnego pomieszczenia. W między czasie jednak dalej tłumaczył to, co musiałem wiedzieć. – Są tu wyznaczone strefy. Neutralne, aktywne i śmierci. Strefy neutralne są bezpieczne pod względem możliwych konsekwencji przebywania w nich. Strefy aktywne są takimi, z których trzeba uciec. Strefy śmierci… Cóż, raczej mówi samo za siebie.

Zatrzymaliśmy się przed moim plecakiem, a on zaczął dotykać czegoś na moim karku. Wciąż nie wiedziałem co to jest, lecz z pewnością musiało być ciałem obcym. Jakby przyczepionym do mnie. Bez możliwości dotknięcia tego, nie byłem w stanie jednak powiedzieć nawet z jakiego materiału to było zrobione, czy też jaki posiadało kształt. Niezwykle mnie to frustrowało, lecz to na słowach mężczyzny najbardziej skupiałem uwagę.

- Nad prawie każdą strefą pojawi się światło, którego kolor będzie zależny od tego jaką jest strefą. Strefa neutralna nie będzie posiadała żadnego światła. Strefa aktywna przybierze czerwoną barwę. Strefa śmierci będzie czarna, wewnątrz niej będzie panował półmrok. Strefy zmieniają się co kilka godzin. Musisz ich pilnować, jeżeli nie chcesz umrzeć – nagle przestał tłumaczyć. Na czymś się skupił? Przecież to nie mogło być wszystko.

- A ci, których mam zabić? – zapytałem i spojrzałem przez ramię na mężczyznę. Ten jednak zaledwie się do mnie uśmiechnął i poklepał mnie po ramieniu.

- Sam do tego dojdziesz. Jesteś przecież mądrym chłopcem – powiedział żartobliwym tonem, po czym zaczął odchodzić. Wnętrze hangaru nagle przybrało czerwoną barwę, a ja poczułem ponownie wzrastające uczucie strachu. – A właśnie… Jesteś w pierwszej strefie. Radziłbym ci szybko się stąd wynieść, jeżeli nie chcesz umrzeć już na początku zabawy. Powodzenia!

Naukowiec po tych słowach uniósł kciuk do góry, a następnie zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie samego. Wciąż związanego. Mózg dalej uważał, że to były zaledwie żarty, lecz racjonalna część mnie krzyczała, że powinienem uciekać. Nie zamierzałem tu pozostać tylko po to, żeby przekonać się czy to żarty. Jeżeli mówił szczerze, czekanie doprowadziłoby do mojej śmierci. Nie chciałem umierać. Chyba jak każdy człowiek trzymałem się kurczowo życia i nie zamierzałem go wypuszczać. Serce biło szybciej niż zwykle, a ja spoglądałem zaledwie na plecak, leżący pod moimi nogami.

- Musze się stąd wydostać… - powiedziałem na głos, czego nawet nie byłem świadom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz