Panika powoli wkradła się do mojego umysłu,
podczas kiedy pokój przybrał czerwoną barwę. Z tłumaczenia mężczyzny wynikało,
że powinienem teraz uciekać. Nie byłem w stanie powiedzieć, czy to nie był
jakiś żart. Przecież mógł to być zwykły dowcip, co nie? Pewnie gdzieś w kącie
wisiała kamera i mnie nagrywała. A potem kolejny głupi filmik z „prankiem” trafi
do sieci i wyjdę na debila. Wolałem jednak wyjść na debila niż na trupa. Z tego
powodu rozejrzałem się krótko po pomieszczeniu. Nie zauważyłem nikogo ani
niczego. Jeżeli to jest żart, to zabiję
tego dupka, pomyślałem i na nowo zacząłem się szarpać. Nie miałem żadnego
noża, za pomocą którego mógłbym rozciąć taśmę otaczającą moje nadgarstki.
Srebrna, nie raz takiej używałem w pracy. Trudno było ją rozerwać bez użytku
odpowiedniego narzędzia, szczególnie kiedy miała tyle warstw. Dodatkowo nie
miałem odpowiednio ułożonych rąk, aby móc jakoś zwiększyć swoje szanse na
wydostanie się. Miałem za to zęby. Spróbowałem się pochylić, ale w tym momencie
ujawnił się mój brak giętkości. Moja twarz zatrzymała się tak blisko
nadgarstka. Brakowało mi zaledwie kilku centymetrów. Warknąłem z frustracji i
poddałem się po kolejnych paru próbach zbliżenia ust. Ponownie się
wyprostowałem i spojrzałem raz jeszcze na swoje nadgarstki.
Strony
▼
niedziela, 13 sierpnia 2017
sobota, 29 lipca 2017
Strefa Śmierci: Rozdział I
Nie wiem, ile minęło czasu od kiedy straciłem
przytomność z powodu nieznanej mi substancji wstrzykniętej w moje ciało. Wiem
za to, że kiedy się obudziłem nie byłem już w okolicach swojej pracy. Słyszałem
gdzieś w tle powolne kapanie wody, czułem na skórze chłód, a przed oczami
miałem rozmazany obraz czegoś na rodzaj podziemi. Dopiero przy trzecim
mrugnięciu rozbudziłem się na tyle, aby ustalić, że się poruszam mimo braku sił
w nogach. Moja ciężka głowa chwiała się, kiedy próbowałem spojrzeć przed
siebie. Opuszczenie jej w dół nie sprawiało mi zaś żadnego problemu. Zauważyłem
w ten sposób, że moje nadgarstki są przykute do podłokietników jakiegoś
siedzenia. Biorąc pod uwagę, że owe siedzenie się poruszało, musiał to być
wózek inwalidzki. Ale… To nie był szpital. Kolejna próba rozejrzenia się była
również i kolejną próbą utrzymania głowy w pionie, a to zaś spowodowało silny
ból w karku. Instynktownie chciałem unieść dłoń, aby dotknąć tego obolałego
punktu, lecz więzy skutecznie mi w tym przeszkadzały.
Chciałem zwrócić na siebie uwagę za pomocą słów,
lecz z mych ust wydobyły się zaledwie niezrozumiałe pomruki. Widać osoba pchająca
mój wózek zignorowała to, gdyż dalej poruszaliśmy się przed siebie w ciszy.
Świat wciąż mi wirował przed oczami i trudno mi było stwierdzić, czy idziemy
przez zwykły korytarz, czy może ścianę przerywały jakieś drzwi. Zamknąłem w
końcu oczy czując się niczym po ostrej imprezie. Dobrze, że chociaż nie miałem
odruchów wymiotnych. Zapewne wszystko skończyłoby na mnie. Gorszym był jednak
fakt, że ponownie straciłem przytomność.
środa, 26 lipca 2017
Strefa Śmierci: Prolog
Jeszcze dwie skrzynie i mogę iść do domu, pomyślałem i przeciągnąłem się z westchnięciem. W tym momencie strzeliła chyba każda kosteczka w moim torsie. Byłem wykończony po całym dniu w magazynie i marzyłem teraz tylko o ciepłym prysznicu, a następnie śnie. Praca ta była męcząca, ale przynajmniej były z tego jakieś pieniądze. Szkołę ukończyłem w teorii. Nigdy nie motywowała mnie choćby myśl otworzenia książki, egzaminów nie lubiłem, a rodziców nie interesowała moja edukacja. Z jednej strony żałuję, że wtedy się nie przyłożyłem, a z drugiej miałem przynajmniej luźny etap dorastania. Ale jednak ten luźny etap musiałem teraz odpracować. Poniekąd trudno mi było wiązać koniec z końcem. Płaciłem rachunki, kupowałem żywność, opłacałem ubezpieczenie i tak leciało wszystko albo czasami i więcej niż to, co zarobiłem w tym miesiącu. Często pozostawały zaledwie nędzne resztki, lecz nie przejmowałem się tym. Wrzucałem wszystko, co mi zostało do pustego słoika i w ten sposób je zbierałem. Mogły się przydać na czarną godzinę, ale w planie miałem zebrać wystarczająco na przeprowadzkę. Wynieść się gdzieś do lepszego miejsca, gdzie były tańsze mieszkania i lepsze oferty pracy. Ale na razie pozostawało nosić ciężkie skrzynie w tę i z powrotem, z i do magazynu. Chwyciłem za jedną z nich i uniosłem na bark po czym zacząłem kroczyć we wskazane miejsce. Niby wózki były dostępne, ale mimo wszystko szefostwo nie chciało marnować tego typu urządzeń do przedmiotów, które pracownik sam był w stanie przenieść. Szczerze mówiąc to nie wiem na czym tak oszczędzali, bo na pewno nie na ludzkim zdrowiu. Ale jednak jakbym zaczął się wykłócać, to pożegnałbym się z robotą. Mimo wszystko nie płacili tak źle. Z pewnością były gorsze miejsca.
niedziela, 15 stycznia 2017
Królestwo Liuan: Wstęp
Mimo nocy, miasto momentalnie rozświetliło się
wieloma płomieniami zdobiącymi budynki. Runęły domy, sklepy, szkoły, szpitale.
Wróg nie przejmował się ani ofiarami wśród ludzi ani zniszczoną architekturą.
Był wystarczająco bogaty, aby wszystko postawić od nowa, jeśli zaistniałaby
taka potrzeba. Jedyną rolą jego jednostek było sprawne i szybkie dostanie się
do pałacu. Jak najszybsze wybicie całej rodziny królewskiej. Bo w końcu tylko
oni stali mu na drodze do przejęcia ostatniej z cudzych ziem.
Byli zwani barbarzyńcami, bezdusznymi istotami,
chciwym narodem. Każdy miał inną opinię, lecz niemalże wszyscy używali
negatywnego sposobu na opisanie swego wroga. Niestety, królestwo po królestwie
runęło pod presją wywartą przez silniejszego sąsiada. Siłą czy dyplomacją
przejmował wszystkich, którzy stali mu na drodze do pełnej władzy. Zaledwie
jedno królestwo dało radę wytrzymać niemalże sześć dekad, nim i na nie przyszła
kolej. Teraz było pogrążone w chaosie, a jego mieszkańcy chowali się bądź
uciekali. Nie rozumieli jak to się stało, że wróg przedostał się przez pole
siłowe postawione, gdy tylko królestwu Liuan zaczęto grozić i rozpoczęto wojnę.
Jako pierwsza umarła królowa. Jej mąż nie był w
stanie nic zrobić, spoglądając na wykrzywioną w bólu twarz swej partnerki,
której delikatne, smukłe ciało przebiło ostrze miecza. Z trudem pozbył się
wrogów z ich wspólnej sypialni, lecz małżonce nie był w stanie już pomóc. Z
uśmiechem na ustach i łzami w oczach zdołała zaledwie powiedzieć, że go kocha i
poprosić, aby zadbał o bezpieczeństwo ich dzieci. Wielki smutek ogarnął króla,
lecz ten nie zamierzał się poddawać. Ostrożnie ułożył ciało swej ukochanej na
łożu i wyszedł z pokoju, nie przejmując się ubiorem. W samych spodniach od
piżamy i z paroma mężczyznami z ochrony zaczął kroczyć szybkim tempem w stronę
sypialni swych dzieci. Świadom był tego, jaki plan miał wróg. Z pewnością nie
zamierzał oszczędzić nawet dwuletniego Aloisego, śpiącego w swoim małym
łóżeczku, z czuwającą nad nim opiekunką.
Dla jego córek niestety było za późno. Nie zdołał
dotrzeć na czas. Jedna z dziewczynek leżała martwa przed swą siostrą, podczas
kiedy druga zalana łzami, kurczowo trzymała dłoń przy krwawiącej szyi. Ojciec
nie był w stanie zapewnić jej odpowiedniej opieki medycznej. Nacięcie było zbyt
głębokie, a dziewczynka zesztywniała na chwilę po wkroczeniu do jej sypialni.
Król nie miał już litości dla swych wrogów. Za pomocą ostrza ciął każdego
przeciwnika, który tylko stanął mu na drodze. Rozkazał części ochrony wyruszyć
po jego najmłodszego potomka, podczas gdy on dostał się do sypialni swego
najstarszego syna. Tam poległymi byli jedynie przedstawiciele wrogiego narodu.
Osiemnastoletni chłopak sprawnie wymachiwał szablą, która do tej pory wisiała
na ścianie zaledwie jako dekoracja. Zdołał zadać śmiertelny cios dwóm
żołnierzom, nim jego ojciec przybył mu z pomocą.