Strony

środa, 26 lipca 2017

Strefa Śmierci: Prolog


 
      Jeszcze dwie skrzynie i mogę iść do domu, pomyślałem i przeciągnąłem się z westchnięciem. W tym momencie strzeliła chyba każda kosteczka w moim torsie. Byłem wykończony po całym dniu w magazynie i marzyłem teraz tylko o ciepłym prysznicu, a następnie śnie. Praca ta była męcząca, ale przynajmniej były z tego jakieś pieniądze. Szkołę ukończyłem w teorii. Nigdy nie motywowała mnie choćby myśl otworzenia książki, egzaminów nie lubiłem, a rodziców nie interesowała moja edukacja. Z jednej strony żałuję, że wtedy się nie przyłożyłem, a z drugiej miałem przynajmniej luźny etap dorastania. Ale jednak ten luźny etap musiałem teraz odpracować. Poniekąd trudno mi było wiązać koniec z końcem. Płaciłem rachunki, kupowałem żywność, opłacałem ubezpieczenie i tak leciało wszystko albo czasami i więcej niż to, co zarobiłem w tym miesiącu. Często pozostawały zaledwie nędzne resztki, lecz nie przejmowałem się tym. Wrzucałem wszystko, co mi zostało do pustego słoika i w ten sposób je zbierałem. Mogły się przydać na czarną godzinę, ale w planie miałem zebrać wystarczająco na przeprowadzkę. Wynieść się gdzieś do lepszego miejsca, gdzie były tańsze mieszkania i lepsze oferty pracy. Ale na razie pozostawało nosić ciężkie skrzynie w tę i z powrotem, z i do magazynu. Chwyciłem za jedną z nich i uniosłem na bark po czym zacząłem kroczyć we wskazane miejsce. Niby wózki były dostępne, ale mimo wszystko szefostwo nie chciało marnować tego typu urządzeń do przedmiotów, które pracownik sam był w stanie przenieść. Szczerze mówiąc to nie wiem na czym tak oszczędzali, bo na pewno nie na ludzkim zdrowiu. Ale jednak jakbym zaczął się wykłócać, to pożegnałbym się z robotą. Mimo wszystko nie płacili tak źle. Z pewnością były gorsze miejsca.

Odłożyłem skrzynię w odpowiednie miejsce i wróciłem po ostatnią. Ta wylądowała obok wcześniejszej, a ja uśmiechnąłem się do siebie. No to czas się wypisać. Zdjąłem z dłoni grube rękawice i wyruszyłem z nimi do pokoju dla pracowników. Tam za pomocą prostej kombinacji cyfr otworzyłem skrzynkę i zajrzałem do środka. Chwilowo odłożyłem rękawice na półkę i spojrzałem w lustro zawieszone na metalowych drzwiczkach. Wyglądałem na przemęczonego. Pod oczami miałem ciemne worki, które kontrastowało z jasnym brązem tęczówek. Dłonią przeczesałem włosy i tym samym próbowałem się pozbyć nieładu w krótkim kasztanowym buszu. Wyglądało jednak na to, że tu mógł pomóc mi jedynie prysznic. Z tego powodu naciągnąłem na siebie czarną bluzę i chwyciłem za torbę, do której następnie schowałem swoje rękawice.

Zamknąłem drzwi swojej szafki i wyszedłem z pokoju, kierując się w stronę wyjścia. Byłem już ostatnim pracownikiem, więc po drodze zgasiłem jeszcze po kolei wszystkie światła. Niezwykłe jak to ciemność potrafi wywołać w kimś mieszane uczucia. Nigdy nie miałem z nią problemu, może co najwyżej za dzieciaka. Ale mimo wszystko odczuwałem tę niepewność, że ktoś przygląda mi się z cieni. Zaśmiałem się cicho pod nosem i wyszedłem na ulicę. Mimo zbliżającego się lata, noce wciąż były chłodne choć nie na tyle, aby nosić kurtkę. Ta już jakiś czas temu została zamknięta w szafie i miałem nadzieję, że tam pozostanie. Nie byłem fanem chłodu, a zima tu jednak bywała surowa. Nie raz marzyłem o cieplejszym południu, wakacjach gdzieś na plaży. Niestety było to czymś nieosiągalnym w mojej aktualnej sytuacji. Nie pozwalałem sobie jednak na załamanie z tego powodu. Zwyczajnie pełen motywacji pchałem to wszystko do przodu.

Naglę mą uwagę przyciągnęło pewne przeczucie, że ktoś jednak mi się przygląda. Magazyn znajdował się na obrzeżach miasta. O tej porze trudno jednak było spotkać kogoś na ulicy, mimo że znajdowały się tu drobniejsze mieszkania. A przynajmniej trudno było spotkać kogoś, kogo można było uznać za niewinnego przechodnia. Z tego powodu ostrożnie obejrzałem się przez ramię i rozejrzałem po ciemności rozświetlonej zaledwie przez garstkę latarni. Nic nie dojrzałem. Czyżbym zaczynał być paranoikiem? Trudno mi było stwierdzić, lecz na wypadek przyśpieszyłem kroku.

- Ej, młody - usłyszałem nagle męski głos dochodzący z mojej prawej. Spojrzałem zatem w tym kierunku i ujrzałem na opartą o ścianę zaułku osobę. W tym mroku byłem zaledwie w stanie ustalić, że osoba ta była wysoka i raczej męskiej budowy. Szerokie ramiona. Z pewnością nie był to ktoś z kim w chciałem wdać się w bójkę. Już miałem odejść, udać, że nie słyszałem, ale mężczyzna podszedł bliżej i pokazał papierosa. - Nie masz może ognia?

- Wybacz… Nie palę - odpowiedziałem wprost zgodnie z prawdą.

- Ależ nie trzeba palić, aby posiadać zapalniczkę - powiedział i stanął niemalże przede mną. Dopiero teraz byłem w stanie dokładniej się mu przyjrzeć. Był wyższy ode mnie o głowę, dobrze zbudowany. Oczy groźnie błyszczały mu spod naciągniętego kaptura. Z jakiegoś powodu trzymał jedną dłoń blisko pasa. Ogólnie wszystko w tym mężczyźnie krzyczało „zagrożenie”.

- Nie, nie posiadam - tym razem wypowiedziałem słowa bardziej stanowczo i wykonałem krok w tył. Chciałem odejść, lecz moje plecy zderzyły się z cudzym torsem. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, poczułem jak igła bez problemu przechodzi przez materiał mojej bluzy, a następnie zatapia się w mięśniu na moim ramieniu. Momentalnie zawirowało mi przed oczami i czułem, jak tracę siłę w nogach. Zdążyłem zaledwie wydobyć niezrozumiały dźwięk z mego gardła, nim straciłem przytomność…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz