Jeszcze dwie skrzynie i mogę iść do domu, pomyślałem i przeciągnąłem się z westchnięciem. W tym momencie strzeliła chyba każda kosteczka w moim torsie. Byłem wykończony po całym dniu w magazynie i marzyłem teraz tylko o ciepłym prysznicu, a następnie śnie. Praca ta była męcząca, ale przynajmniej były z tego jakieś pieniądze. Szkołę ukończyłem w teorii. Nigdy nie motywowała mnie choćby myśl otworzenia książki, egzaminów nie lubiłem, a rodziców nie interesowała moja edukacja. Z jednej strony żałuję, że wtedy się nie przyłożyłem, a z drugiej miałem przynajmniej luźny etap dorastania. Ale jednak ten luźny etap musiałem teraz odpracować. Poniekąd trudno mi było wiązać koniec z końcem. Płaciłem rachunki, kupowałem żywność, opłacałem ubezpieczenie i tak leciało wszystko albo czasami i więcej niż to, co zarobiłem w tym miesiącu. Często pozostawały zaledwie nędzne resztki, lecz nie przejmowałem się tym. Wrzucałem wszystko, co mi zostało do pustego słoika i w ten sposób je zbierałem. Mogły się przydać na czarną godzinę, ale w planie miałem zebrać wystarczająco na przeprowadzkę. Wynieść się gdzieś do lepszego miejsca, gdzie były tańsze mieszkania i lepsze oferty pracy. Ale na razie pozostawało nosić ciężkie skrzynie w tę i z powrotem, z i do magazynu. Chwyciłem za jedną z nich i uniosłem na bark po czym zacząłem kroczyć we wskazane miejsce. Niby wózki były dostępne, ale mimo wszystko szefostwo nie chciało marnować tego typu urządzeń do przedmiotów, które pracownik sam był w stanie przenieść. Szczerze mówiąc to nie wiem na czym tak oszczędzali, bo na pewno nie na ludzkim zdrowiu. Ale jednak jakbym zaczął się wykłócać, to pożegnałbym się z robotą. Mimo wszystko nie płacili tak źle. Z pewnością były gorsze miejsca.
Odłożyłem skrzynię w odpowiednie miejsce i
wróciłem po ostatnią. Ta wylądowała obok wcześniejszej, a ja uśmiechnąłem się do
siebie. No to czas się wypisać. Zdjąłem z dłoni grube rękawice i wyruszyłem z
nimi do pokoju dla pracowników. Tam za pomocą prostej kombinacji cyfr
otworzyłem skrzynkę i zajrzałem do środka. Chwilowo odłożyłem rękawice na półkę
i spojrzałem w lustro zawieszone na metalowych drzwiczkach. Wyglądałem na
przemęczonego. Pod oczami miałem ciemne worki, które kontrastowało z jasnym
brązem tęczówek. Dłonią przeczesałem włosy i tym samym próbowałem się pozbyć
nieładu w krótkim kasztanowym buszu. Wyglądało jednak na to, że tu mógł pomóc
mi jedynie prysznic. Z tego powodu naciągnąłem na siebie czarną bluzę i
chwyciłem za torbę, do której następnie schowałem swoje rękawice.
Zamknąłem drzwi swojej szafki i wyszedłem z
pokoju, kierując się w stronę wyjścia. Byłem już ostatnim pracownikiem, więc po
drodze zgasiłem jeszcze po kolei wszystkie światła. Niezwykłe jak to ciemność
potrafi wywołać w kimś mieszane uczucia. Nigdy nie miałem z nią problemu, może
co najwyżej za dzieciaka. Ale mimo wszystko odczuwałem tę niepewność, że ktoś
przygląda mi się z cieni. Zaśmiałem się cicho pod nosem i wyszedłem na ulicę.
Mimo zbliżającego się lata, noce wciąż były chłodne choć nie na tyle, aby nosić
kurtkę. Ta już jakiś czas temu została zamknięta w szafie i miałem nadzieję, że
tam pozostanie. Nie byłem fanem chłodu, a zima tu jednak bywała surowa. Nie raz
marzyłem o cieplejszym południu, wakacjach gdzieś na plaży. Niestety było to
czymś nieosiągalnym w mojej aktualnej sytuacji. Nie pozwalałem sobie jednak na
załamanie z tego powodu. Zwyczajnie pełen motywacji pchałem to wszystko do
przodu.
Naglę mą uwagę przyciągnęło pewne przeczucie, że
ktoś jednak mi się przygląda. Magazyn znajdował się na obrzeżach miasta. O tej
porze trudno jednak było spotkać kogoś na ulicy, mimo że znajdowały się tu
drobniejsze mieszkania. A przynajmniej trudno było spotkać kogoś, kogo można
było uznać za niewinnego przechodnia. Z tego powodu ostrożnie obejrzałem się
przez ramię i rozejrzałem po ciemności rozświetlonej zaledwie przez garstkę latarni.
Nic nie dojrzałem. Czyżbym zaczynał być paranoikiem? Trudno mi było stwierdzić,
lecz na wypadek przyśpieszyłem kroku.
- Ej, młody - usłyszałem nagle męski głos
dochodzący z mojej prawej. Spojrzałem zatem w tym kierunku i ujrzałem na opartą
o ścianę zaułku osobę. W tym mroku byłem zaledwie w stanie ustalić, że osoba ta
była wysoka i raczej męskiej budowy. Szerokie ramiona. Z pewnością nie był to
ktoś z kim w chciałem wdać się w bójkę. Już miałem odejść, udać, że nie
słyszałem, ale mężczyzna podszedł bliżej i pokazał papierosa. - Nie masz może
ognia?
- Wybacz… Nie palę - odpowiedziałem wprost zgodnie
z prawdą.
- Ależ nie trzeba palić, aby posiadać zapalniczkę
- powiedział i stanął niemalże przede mną. Dopiero teraz byłem w stanie
dokładniej się mu przyjrzeć. Był wyższy ode mnie o głowę, dobrze zbudowany.
Oczy groźnie błyszczały mu spod naciągniętego kaptura. Z jakiegoś powodu
trzymał jedną dłoń blisko pasa. Ogólnie wszystko w tym mężczyźnie krzyczało
„zagrożenie”.
- Nie, nie posiadam - tym razem wypowiedziałem
słowa bardziej stanowczo i wykonałem krok w tył. Chciałem odejść, lecz moje
plecy zderzyły się z cudzym torsem. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować,
poczułem jak igła bez problemu przechodzi przez materiał mojej bluzy, a
następnie zatapia się w mięśniu na moim ramieniu. Momentalnie zawirowało mi
przed oczami i czułem, jak tracę siłę w nogach. Zdążyłem zaledwie wydobyć
niezrozumiały dźwięk z mego gardła, nim straciłem przytomność…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz