Nie wiem, ile minęło czasu od kiedy straciłem
przytomność z powodu nieznanej mi substancji wstrzykniętej w moje ciało. Wiem
za to, że kiedy się obudziłem nie byłem już w okolicach swojej pracy. Słyszałem
gdzieś w tle powolne kapanie wody, czułem na skórze chłód, a przed oczami
miałem rozmazany obraz czegoś na rodzaj podziemi. Dopiero przy trzecim
mrugnięciu rozbudziłem się na tyle, aby ustalić, że się poruszam mimo braku sił
w nogach. Moja ciężka głowa chwiała się, kiedy próbowałem spojrzeć przed
siebie. Opuszczenie jej w dół nie sprawiało mi zaś żadnego problemu. Zauważyłem
w ten sposób, że moje nadgarstki są przykute do podłokietników jakiegoś
siedzenia. Biorąc pod uwagę, że owe siedzenie się poruszało, musiał to być
wózek inwalidzki. Ale… To nie był szpital. Kolejna próba rozejrzenia się była
również i kolejną próbą utrzymania głowy w pionie, a to zaś spowodowało silny
ból w karku. Instynktownie chciałem unieść dłoń, aby dotknąć tego obolałego
punktu, lecz więzy skutecznie mi w tym przeszkadzały.
Chciałem zwrócić na siebie uwagę za pomocą słów,
lecz z mych ust wydobyły się zaledwie niezrozumiałe pomruki. Widać osoba pchająca
mój wózek zignorowała to, gdyż dalej poruszaliśmy się przed siebie w ciszy.
Świat wciąż mi wirował przed oczami i trudno mi było stwierdzić, czy idziemy
przez zwykły korytarz, czy może ścianę przerywały jakieś drzwi. Zamknąłem w
końcu oczy czując się niczym po ostrej imprezie. Dobrze, że chociaż nie miałem
odruchów wymiotnych. Zapewne wszystko skończyłoby na mnie. Gorszym był jednak
fakt, że ponownie straciłem przytomność.
~*~
Głośne uderzenie metalu spowodowało, że
momentalnie się zerwałem i otworzyłem oczy. Wciąż byłem przywiązany do ruchomego
siedzenia, więc nie było mi dane wstać. Obraz już ostrzejszy przedstawiał
niewielkie kwadratowe pomieszczenie. Obstawiam, że gdybym się położył, to
wyciągniętymi przed siebie ramionami dotknąłbym jednej ściany, a stopami
drugiej. Między mną a drzwiami stał młody mężczyzna w białym kitlu i o szerokim
uśmiechu. W dłoni trzymał tablet, lecz wyłączony ekran nie pozwalał mi na
dojrzenie tego, co w sobie skrywał. Naukowiec wolną dłonią poprawił swoje
okulary po czym niczym zmieszany wsunął dłoń w swoje blond włosy.
- Ech, przepraszam za to jak cię potraktowano.
Niestety to nie ja odpowiadam za personel rekrutujący – powiedział, jak gdyby
przepraszał za szkodę wykonaną przez jego dziecko. Odchrząknął następnie i
opuścił wolne ramię. – Ale widzę, że już jesteś rozbudzony i w pełni sił.
Zapewne masz wiele pytań, ale nie mamy zbyt dużo czasu niestety, więc odpowiednio
dobieraj słowa.
Nie rozumiałem znaczenia jego przemowy. Jaka
rekrutacja i do czego pozostało niewiele czasu? Czemu zostałem uśpiony i tu
przeniesiony? Kim był ten mężczyzna? Czemu byłem związany i czemu tak bardzo
bolał mnie kark? Zamknąłem na chwilę oczy by wyciszyć umysł. Zbyt wiele pytań
nie pozwalało mi spokojnie myśleć. Musiałem ogarnąć tę sytuację, zrozumieć co
się właściwie stało. W końcu rozchyliłem powieki i spojrzałem na spokojnie
czekającego mężczyznę.
- Ki- - odchrząknąłem, kiedy załamał mi się głos.
– Kim jesteś?
- Masz limit pytań i zadajesz coś tak mało
ważnego? – Westchnął ciężko, kręcąc głową. – To nie jest ważne. Ale dobrze, już
zadałeś to pytanie, to zasługujesz na odpowiedź. Jestem naukowcem, co chyba da
się odgadnąć po moim ubiorze. Odpowiadam za stan naszych rekrutów. Tu też łatam
martwych.
Łatanie martwych… Czy to ma jakiś sens? Tak. Ma. A
przynajmniej tak sobie nagle uświadomiłem. Jego słowa przypomniały mi te
wszystkie historie dotyczące ludzi uprowadzanych dla organów czy nawet i całego
ciała. Nieźle się wpakowałem. Ciekawe, ile kosztuję. Sprzedadzą całe ciało czy
może wyciągną wszystko co się da? Nerki, serce i tak dalej. Utrzymują mnie przy
życiu tylko po to, aby wszystko było świeże. Ech, gorzej już chyba być nie
mogło. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Handlujecie ciałami? – zapytałem, chcąc
stanowczej odpowiedzi.
- Co? Nie! – Nagle się zaśmiał. – O nie, nie! Żywi
nam są potrzebni, a to że czasami umierają to już nie nasza zasługa.
- Słucham?
- Widzisz. Już za parę chwil będziesz brał udział
w swojego rodzaju rozrywce. Zostaniesz wypuszczony, a zadaniem twoim będzie
wygrać to wszystko. Zapewne ciekaw jesteś, jak to wygrać. Nic prostszego. Po
prostu musisz przeżyć – wytłumaczył, jakby to była jakaś gra typu piłki nożna.
Ale ten sposób na wygraną…
- Czemu przeżyć? – zadałem kolejne pytanie.
- A wolisz umrzeć? – przekręcił lekko głowę.
- Nie, nie o to chodzi. Tylko… Co takiego będzie
mi zagrażało, że za zadanie mam przeżyć? – wytłumaczyłem. To wszystko nie miało
sensu, a on wcale mi nie pomagał pod względem wyjaśnień.
- Spokojnie, już tak nie panikuj – powiedział, co
nie było adekwatne do aktualnej sytuacji. Jak miałem nie panikować, kiedy
wpierw mnie porwano, a potem grożono śmiercią?
Zacząłem się lekko szarpać z więzami, kiedy ten
stanął za mną i zaczął prowadzić wózek. Nie wiem, dokąd mnie prowadził, ale
stanowczo nie chciałem się dowiadywać. Wolałem już zostać tutaj niż pozwolić mu
gdziekolwiek mnie zabrać. Wątpiłem, aby zamierzał mnie odstawić do domu. Ten
jednak pacnął mnie tabletem w głowę.
- Uspokój się, albo będę musiał ci coś podać, a to
tylko sprawi, że szybciej umrzesz. Chcesz tego? – zadał retoryczne pytanie.
Odpowiedź była oczywista. Więzy nie zamierzały puścić, on chciał mi znów coś
wstrzyknąć. Wolałem siedzieć spokojnie. – No. Zuch chłopak.
- Wciąż mi nie wytłumaczyłeś co ma mi zagrażać -
upomniałem się.
- Ech, dobra. Słuchaj uważnie, bo nie zamierzam
się powtarzać. Twoim jedynym celem jest zabić albo być zabitym. Proste, nie?
Codziennie ludzie walczą o przetrwanie, lecz nie na taką skalę jak kiedyś.
Wszystkie te udogodnienia jakie powstały w ostatnich czasach; prawie pełne usunięcie chorób,
koniec z głodem. Gorzej pod względem wojen, ale i tego nigdy się nie usunie z
ludzkiej natury. Ty zasmakujesz dawnego świata. Świata z chorobami, głodem i
ciągłą walką.
Jego słowa odbijały się od ścian korytarzu, którym
już raz mnie przewożono. Dopiero teraz byłem w stanie zauważyć drzwi zdobiące co
jakiś czas skalne ściany. Metalowe drzwi przypominające te z dawnych więzień.
Czy zatem nie byłem tutaj jedynym? Z jego słów tak by wynikało. Miałem walczyć
z innymi osobami… A może zwierzętami? Nie powiedział w końcu kogo mam zabijać.
Niezależnie od szczegółów, nie podobała mi się ta sytuacja. Póki co jednak
słuchałem uważnie jego słów, lecz ten jak na złość nagle zamilkł. Zatrzymał nas
przed drzwiami, obok których na ścianie widniał jakiś ekran. Aktualnie był
wyłączony, lecz gdy tylko mężczyzna do niego podszedł, ten się zaświecił.
Następnie naukowiec przyłożył do panelu swoją kartę, która wisiała na smyczy,
na jego szyi. Urządzenie wydało z siebie ciche ”pipnięcie”, a po chwili drzwi
się rozsunęły ukazując sporych rozmiarów pomieszczenie. Wyglądało ono niczym
hangar, lecz było całkowicie puste poza drzwiami znajdującymi się na samym
końcu oraz moim plecakiem leżącym na podłodze pośrodku pomieszczenia.
- Jeżeli sądzisz, że możesz się gdzieś schować, to
się mylisz – powiedział nagle, odwracając się w moją stronę. Zaczął kroczyć z
powrotem do wózka, po czym ruszyliśmy w głąb następnego pomieszczenia. W między
czasie jednak dalej tłumaczył to, co musiałem wiedzieć. – Są tu wyznaczone
strefy. Neutralne, aktywne i śmierci. Strefy neutralne są bezpieczne pod
względem możliwych konsekwencji przebywania w nich. Strefy aktywne są takimi, z
których trzeba uciec. Strefy śmierci… Cóż, raczej mówi samo za siebie.
Zatrzymaliśmy się przed moim plecakiem, a on
zaczął dotykać czegoś na moim karku. Wciąż nie wiedziałem co to jest, lecz z
pewnością musiało być ciałem obcym. Jakby przyczepionym do mnie. Bez możliwości
dotknięcia tego, nie byłem w stanie jednak powiedzieć nawet z jakiego materiału
to było zrobione, czy też jaki posiadało kształt. Niezwykle mnie to
frustrowało, lecz to na słowach mężczyzny najbardziej skupiałem uwagę.
- Nad prawie każdą strefą pojawi się światło,
którego kolor będzie zależny od tego jaką jest strefą. Strefa neutralna nie
będzie posiadała żadnego światła. Strefa aktywna przybierze czerwoną barwę.
Strefa śmierci będzie czarna, wewnątrz niej będzie panował półmrok. Strefy
zmieniają się co kilka godzin. Musisz ich pilnować, jeżeli nie chcesz umrzeć –
nagle przestał tłumaczyć. Na czymś się skupił? Przecież to nie mogło być
wszystko.
- A ci, których mam zabić? – zapytałem i
spojrzałem przez ramię na mężczyznę. Ten jednak zaledwie się do mnie uśmiechnął
i poklepał mnie po ramieniu.
- Sam do tego dojdziesz. Jesteś przecież mądrym
chłopcem – powiedział żartobliwym tonem, po czym zaczął odchodzić. Wnętrze
hangaru nagle przybrało czerwoną barwę, a ja poczułem ponownie wzrastające
uczucie strachu. – A właśnie… Jesteś w pierwszej strefie. Radziłbym ci szybko
się stąd wynieść, jeżeli nie chcesz umrzeć już na początku zabawy. Powodzenia!
Naukowiec po tych słowach uniósł kciuk do góry, a
następnie zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie samego. Wciąż związanego.
Mózg dalej uważał, że to były zaledwie żarty, lecz racjonalna część mnie
krzyczała, że powinienem uciekać. Nie zamierzałem tu pozostać tylko po to, żeby
przekonać się czy to żarty. Jeżeli mówił szczerze, czekanie doprowadziłoby do
mojej śmierci. Nie chciałem umierać. Chyba jak każdy człowiek trzymałem się
kurczowo życia i nie zamierzałem go wypuszczać. Serce biło szybciej niż zwykle,
a ja spoglądałem zaledwie na plecak, leżący pod moimi nogami.
- Musze się stąd wydostać… - powiedziałem na głos,
czego nawet nie byłem świadom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz