Mimo nocy, miasto momentalnie rozświetliło się
wieloma płomieniami zdobiącymi budynki. Runęły domy, sklepy, szkoły, szpitale.
Wróg nie przejmował się ani ofiarami wśród ludzi ani zniszczoną architekturą.
Był wystarczająco bogaty, aby wszystko postawić od nowa, jeśli zaistniałaby
taka potrzeba. Jedyną rolą jego jednostek było sprawne i szybkie dostanie się
do pałacu. Jak najszybsze wybicie całej rodziny królewskiej. Bo w końcu tylko
oni stali mu na drodze do przejęcia ostatniej z cudzych ziem.
Byli zwani barbarzyńcami, bezdusznymi istotami,
chciwym narodem. Każdy miał inną opinię, lecz niemalże wszyscy używali
negatywnego sposobu na opisanie swego wroga. Niestety, królestwo po królestwie
runęło pod presją wywartą przez silniejszego sąsiada. Siłą czy dyplomacją
przejmował wszystkich, którzy stali mu na drodze do pełnej władzy. Zaledwie
jedno królestwo dało radę wytrzymać niemalże sześć dekad, nim i na nie przyszła
kolej. Teraz było pogrążone w chaosie, a jego mieszkańcy chowali się bądź
uciekali. Nie rozumieli jak to się stało, że wróg przedostał się przez pole
siłowe postawione, gdy tylko królestwu Liuan zaczęto grozić i rozpoczęto wojnę.
Jako pierwsza umarła królowa. Jej mąż nie był w
stanie nic zrobić, spoglądając na wykrzywioną w bólu twarz swej partnerki,
której delikatne, smukłe ciało przebiło ostrze miecza. Z trudem pozbył się
wrogów z ich wspólnej sypialni, lecz małżonce nie był w stanie już pomóc. Z
uśmiechem na ustach i łzami w oczach zdołała zaledwie powiedzieć, że go kocha i
poprosić, aby zadbał o bezpieczeństwo ich dzieci. Wielki smutek ogarnął króla,
lecz ten nie zamierzał się poddawać. Ostrożnie ułożył ciało swej ukochanej na
łożu i wyszedł z pokoju, nie przejmując się ubiorem. W samych spodniach od
piżamy i z paroma mężczyznami z ochrony zaczął kroczyć szybkim tempem w stronę
sypialni swych dzieci. Świadom był tego, jaki plan miał wróg. Z pewnością nie
zamierzał oszczędzić nawet dwuletniego Aloisego, śpiącego w swoim małym
łóżeczku, z czuwającą nad nim opiekunką.
Dla jego córek niestety było za późno. Nie zdołał
dotrzeć na czas. Jedna z dziewczynek leżała martwa przed swą siostrą, podczas
kiedy druga zalana łzami, kurczowo trzymała dłoń przy krwawiącej szyi. Ojciec
nie był w stanie zapewnić jej odpowiedniej opieki medycznej. Nacięcie było zbyt
głębokie, a dziewczynka zesztywniała na chwilę po wkroczeniu do jej sypialni.
Król nie miał już litości dla swych wrogów. Za pomocą ostrza ciął każdego
przeciwnika, który tylko stanął mu na drodze. Rozkazał części ochrony wyruszyć
po jego najmłodszego potomka, podczas gdy on dostał się do sypialni swego
najstarszego syna. Tam poległymi byli jedynie przedstawiciele wrogiego narodu.
Osiemnastoletni chłopak sprawnie wymachiwał szablą, która do tej pory wisiała
na ścianie zaledwie jako dekoracja. Zdołał zadać śmiertelny cios dwóm
żołnierzom, nim jego ojciec przybył mu z pomocą.
Walka nie trwała długo, lecz mądry król wiedział,
że nie mają zbyt dużo czasu nim na piętro z sypialniami dotrą kolejni uzbrojeni
przeciwnicy. Ze smutnym uśmiechem przytulił swojego syna. Wiedział, że jest on
jedyną nadzieją tego królestwa. Że tylko on może uratować to miasto i
sprowadzić na nowo pokój na jego ziemie. Wiedział, że zadanie to nie będzie
proste, ale wierzył też, że chłopak sobie poradzi. Przekazał mu jego zadanie i
mimo, że ten się stawiał, pchnął go w otwór w ścianie i zamknął za nim tajemne
przejście. Jednakże nim ściana się zasunęła, młody potomek rodu Liuan był w
stanie jeszcze usłyszeć, jak do jego sypialni wparowują wrogowie, a jego ojciec
rozpoczyna walkę na nowo, aby zatrzymać przeciwników. Po tym nastała tylko
cisza i mrok.
- Zamknij się Ronald. Wszyscy znają już tę
opowieść. ”A potomek żył długo i szczęśliwie”. Egh, co za bezsens. Nikt nie
widział wielkiego potomka już od roku. Na pewno gówniarz nie żyje – rzucił siwy
brodacz, po czym upił piwa ze swojego kufla.
- Gdyby młody Myron nie żył, to tron by nie
próbował pozbawić życia syna naszego nowego władcy – odparł niezadowolony
Ronald, patrząc ponad stołem na swojego towarzysza.
- Czyli co? Szczeniak się zamierza tylko chować,
podczas kiedy my cierpimy? – postanowił przyłączyć się otyły łysol, zajmujący
siedzenie obok ”Ronalda”.
- Wiesz, patrząc na ciebie to nie powiedziałbym,
że aż tak cierpisz – odparła jedyna przedstawicielka płci żeńskiej w tym
towarzystwie. Była to rudowłosa dziewczyna, która aktualnie siedziała na
kolanach brodacza.
Na słowa młodej piękności pozostała dwójka się
zaśmiała, lecz ”Tłusty Jones” nie był rozbawiony jej słowami i zaledwie
wepchnął do ust kawałek mięsiwa. Grymas na jego twarzy wskazywał, że nie było
to najlepsze z mięs, jakie spożył w swym trzydziestoletnim życiu, lecz mimo
wszystko przełknął to, co przeżuł.
- Szczury na obiad, szczyny miast alkoholu.
Normalnie luksus! – warknął w końcu, gdy jego towarzystwo przestało się śmiać.
– Zostaliśmy zepchnięci do roli śmieci. Odpadków po starym królestwie. I czemu?
Tylko dlatego, że śmieliśmy pracować dla martwego króla – splunął na ziemię,
okazując w ten sposób swe niezadowolenie.
- Mogłeś lizać buty naszemu nowemu władcy. Jestem
pewna, że opychałbyś teraz swe usta pączkami w lukrze i żeberkami, z kuflem
dobrego piwa. Nie wiń nikogo za swoją aktualną pozycję – odparła rudowłosa.
- Ja wam mówię – powrócił do pierwotnego tematu
Ronald. – Chłopak żyje. Może nawet buduje armię. W końcu o nim usłyszymy. A on
wróci i nas wyzwoli spod tej tyrani.
- Zamknijcie się! – padło niemalże niczym komenda
z drugiego końca sali.
Ktoś wstał, ktoś krzyknął, ktoś zakrył usta
dłonią, lecz cała czwórka wciąż nie rozumiała, o co tyle zamieszania. Dopiero
gdy właściciel knajpki znalazł pilota i zwiększył głośność telewizora, wszyscy
zrozumieli, o co chodzi. Na ekranie widniał napis ”Książę odnaleziony.
Zamknięty w Rayshowskich lochach”, a młoda prezenterka w tym czasie mówiła o
tym, jak ostatni następca tronu został przejęty przez wroga z zamiarem poddania
go publicznej egzekucji.
- No i masz swoją rewolucję – powiedział cicho
brodacz i odstawił swój kufel na stół – w końcu usłyszeliśmy o nim. Lepiej
przyzwyczaj się do smaku tego gówna i módl się do życzliwej Alite o to, byś nie
dołączył do księcia na platformie egzekucyjnej.
Część ludzi poczęła wychodzić z budynku, chcąc
powrócić do swych rodzin. Inni zamówili kolejny kufel rozcieńczonego alkoholu.
Byli tacy, którzy postanowili przedyskutować swoją aktualną sytuację. Ktoś
pośpiesznie półszeptem zaczął rzucać, że ma siostrę w niedalekim Kovien, że
jeszcze dziś się spakuje i wyjedzie. Że nie ma już szans na przywrócenie
spokoju. Nic nie wróci do normy. Jego towarzysz oczywiście nie dowierzał. Strażnicy
nie wypuszczali Liuanów poza mury miasta, a jednak mężczyzna kontynuował
twierdząc, że on ma na to sposób.
Czwórka towarzyszy, jednakże nie należała do
żadnych z tych ludzi. Siedzieli w ciszy i spoglądali na blat stołu. Nawet
brodacz zaprzestał masowania piersi swojej piękności, a w zamian zsunął dłoń na
jej udo, gdzie już pozostawił ją w bezruchu.
- A pfu, nawet się nie da zjeść w spokoju –
warknął ”Tłusty Jones” i oparł głowę na pięści.
Wiedzieli, że coś się zdarzy. Coś się zmieni. I
nawet jeśli niedowierzali, że młody potomek mógłby ich uratować, mieli taką
nadzieję. Nadzieja, która właśnie rozwiała się niczym włosy na silnym wietrze.
Wiedzieli, że nie zrobią niczego, co mogłoby zmienić ich sytuacji. Każdy z nich
przysiągł sobie, że nie zrobią niczego, co mogłoby zwrócić na nich zbędną
uwagę. Teraz jedynie pozostało nie unosić głowy i mieć nadzieję, że chociaż w
ten sposób doczekają cichej, naturalnej śmierci.
- Oby chłopak długo nie cierpiał – powiedział w
końcu Ronald i stuknął się kuflem z resztą swych przyjaciół. Po przełknięciu
śmierdzącego płynu powrócili do milczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz