Strony

wtorek, 11 października 2016

M

Jego serce zaczynało szybciej bić, kiedy tylko słyszał cudze kroki. Nie była to oznaka zauroczenia wobec drugiej osoby. Był to czysty lęk. Bał się za każdym razem, gdy ktoś przechodził koło drzwi. Kiedy on przechodził obok drzwi. Bardziej wtulał się wtedy w swoje kolana i ciasno zamykał oczy. W takich chwilach czuł się jak bezradne dziecko. Dziecko, które obawia się, że pijany ojciec ponownie zacznie je bić do nieprzytomności. A jednak uważał, że taka wersja zdarzeń byłaby lepsza. Znacznie wolał, aby ktoś go bił, niż robił to, co ten mężczyzna mu robił.
Deska na korytarzu ponownie zaskrzypiała, co sprawiło, że ciało chłopaka przeszły niekontrolowane dreszcze. Przyłożył dłonie do uszu, jakby chcąc zakryć je przed natrętnym hałasem. Lecz on, chował je przed ciszą. To cisza była tak okropna w tym miejscu. Zawsze, kiedy trwała oznaczało, że on tu przyjdzie. Do jego kryjówki, która zarazem była grotą smoka. Sypialnią danego mężczyzny.
Drzwi powoli się uchyliły ze skrzypnięciem, idealnym jak z horroru wziętym. Cień spowodowany zapalonym światłem w korytarzu powoli zbliżał się do miejsca, w którym siedział skulony chłopak. Ów cień zdawał się powiększać. Pochłaniać chłopaka całego, którego ciało tylko bardziej poczynało się trząść ze strachu. Nawet nie zauważył, kiedy z jego ust wydobył się cichy szloch. Nie wiedział jednak, że to on wydał ten dźwięk. Jak spłoszona sarna uniósł głowę i się rozejrzał. Szukał innej osoby, która mogła być tu z nim i z mężczyzną. Z jego ”wybawcą”. Osobą, która miała mu pomóc. Nie wiedział jednak, że ta pomoc słono kosztuje.
Zaczął tęsknić za swym domem. Za tym jak go w nim traktowano. Bowiem niezależnie od tego jak źle było, nie równało się to z tym, co doznawał w tym miejscu. W tym małym, ciasnym mieszkaniu. Miejscu, w którym nie miał jak się ukryć. Pomieszczeniu, z którego zdawało się nie być ucieczki. A jednak ucieczka była. Wystarczyło wstać. Odkleić się od szarej ściany i otworzyć drzwi. Wyjść na korytarz, podążyć nim, a potem otworzyć kolejne drzwi. Tam już starczyło zejść po zimnych schodach, aż na dwór. Ku zbawieniu. Ku mroźnemu, białemu puchowi. Już nawet to się wydawało lepsze od tego mieszkania.
Jednakże on dalej siedział w swoim ciasnym kącie przesiąkniętym zapachem wilgoci i grzyba. Zapachu, który pomimo tego, że znajdował się zaledwie w jego głowie, i tak nie chciał opuścić jego nozdrzy. Przymknął bardziej oczy tak, że niewielkie szparki ledwie dopuszczały światło do źrenic rozszerzonych od strachu. Niewyraźnie widział postać, która kucnęła przy nim. Ale nie musiał widzieć mężczyzny, aby poczuć jego chłodną dłoń na własnej głowie. Jak ten powoli go głaszczę niczym psa, a potem przesuwa dłoń na policzek. Jak delikatnie go muska, aby zsunąć następnie na delikatną szyję. Jak zaciska ostrożnie nań palce, lecz po chwili je rozluźnia. Nie zamierza go dusić. A przynajmniej jeszcze nie teraz.
Chłodna męska dłoń powoli zsuwa się na jego ramię i tam stanowczo zaciska swe mięśnie. Wbija palce w miękką skórę chłopaka odzianą zaledwie w cienką koszulkę. Szarpie za ramię, zmuszając zmęczone i zziębnięte ciało do wstania. Pcha je w stronę łóżka, po czym ta dłoń opiera się na biodrze swego właściciela. Mężczyzna przygląda się chłopakowi. Jak ten wciąż trzęsie się ze strachu. Jak jego drobne ramiona podtrzymują jego wychudzone ciało na materacu. Jak jego lekko ugięte nogi utrzymują się na podłodze. Lecz głównie spoglądał z zainteresowaniem na wypięty w jego kierunku zgrabny tyłek młodszego. Jak na razie odziany w ciasne dżinsy, lecz już w krótce miałyby zostać ukazane tylko dla jego oczu. Jak prywatna striptizerka tańcząca dla VIP’a, tak i chłopak miał za niedługo pokazać swe wdzięki tylko jemu.
Zdejmuje swą dłoń z własnego biodra i kładzie ją na biodrze należącym do chłopaka. Ostrożnie ściska je, ot tak dla własnej satysfakcji. A gdy ciało chłopaka ucieka od jego dotyku, łapie go agresywniej i przywraca do wcześniejszego ustawienia. Ustawienia, które wykuł w chłopaku. Nauczył – nie. Wytresował chłopaka do ustawiania się w takiej pozycji, a nie innej. Miał on ją utrzymywać. Miał się nie ruszać, a gdy się poruszył, był karany. I teraz nie odbyło się bez drobnej kary. Dłoń mężczyzny odsunęła się do tyłu, aby następnie boleśnie wylądować na pośladku chłopaka. Raz jeszcze i raz jeszcze. Trzy razy powinny mu przypomnieć, co powinien robić. W końcu taka forma kary działała na dzieci, a przynajmniej tak niektóre matki chciałyby innym ludziom wmówić. On nie był karany za dziecka. Ale też i nie był nagradzany. Wiecznie utykał w nicości, w braku zainteresowania ze strony swoich rodziców. Może, dlatego skończył jak skończył? Ale skąd mógł wiedzieć, co było prawdą, a co zwykłymi przemyśleniami?
Przeczytał gdzieś niegdyś artykuł pod tytułem „Przestępcy: Rodzeni czy tworzeni.” Dowiedział się z niego na temat różnych podejść do przestępców. Dowiedział się, że jedni winią geny, podczas kiedy inni rodziców. Otoczenie. Szkołę. Znajomych. Wszystko, z czym dziecko miało kontakt w pierwszych osiemnastu latach swojego życia. Już nawet, jako noworodek uczył się o swoim otoczeniu i pochłaniał niczym gąbka to, jak inni oczekiwali, aby się zachowywał. Kiedy płakał, rodzice się nim zajmowali. Kiedy był cicho, cieszyli się. W późniejszym etapie życia, kiedy płakał byli źli, a kiedy był cicho, byli wniebowzięci. Pod koniec wyrzucali go z domu. Wpierw ojciec, potem matka. Wmawiali mu, że jest zły z własnej winy. Ale to przecież oni go formowali. Oni go tworzyli. Oni go urodzili, a potem wychowali w taki sposób, jaki to uczynili.
Jeszcze jeden klaps i chłopak przestał się ruszać. Pozostał w bezruchu niemalże tak idealnym jak u marmurowego posągu. Podobało się to mężczyźnie. Uwielbiał kontrolę. Uwielbiał, kiedy inni robili to, co on chciał. Uwielbiał tresować swoje zabawki. Sięgnął do przodu. Powoli. Delektując się każdym skrawkiem ciała chłopaka. Złapał za metalowy guzik i powoli go rozpiął. Nie śpieszył się. Każdy wykonywany przez niego ruch był boleśnie powolny i dla chłopaka zdawał się trwać wieczność. Dźwięk otwieranego zamka zdawał się minąć szybciej niż pozostałe. Jednolity dźwięk przeszywał tą przeklętą ciszę, jak piorun przeszywa ciemne niebo. A potem wszystko jakby przyśpieszyło.
Zsunięcie spodni do kostek. Ciągnięcie za gumkę od bokserek. Cichy jęk ze strony chłopaka. Nie był to jęk spowodowany przyjemnością. Był to jęk osoby świadomej, co zaraz ma ją spotkać. Jęk niechęci do tego, co ma się już wkrótce stać. Pociągnąwszy gumkę w dół, starszy odkrył to, co uwielbiał w chłopaku. Miękkie idealne pośladki, pozostawione tylko dla jego wzroku. Teraz blada skóra zarumieniona od wcześniejszego potraktowania zdawała się wyglądać jak twarz dziewicy przed jej pierwszym stosunkiem. Nieśmiała, aczkolwiek zachęcająca. Kusząca.
Przyłożył swą dłoń do zimnego pośladka i go ścisnął. Uśmiechnął się do siebie. Nie lubił dziewic. Co prawda, nie miał nic przeciwko otrzymania takiej dziewicy, lecz z nimi zawsze były problemy. Trzeba było z nimi uważać na początku. Obchodzić się jak z porcelanową lalką. Upewnić się, że się jej nie zrani. A później? Później można było robić z taką, co tylko się chciało. Była już wytresowana. Przyzwyczajona do bólu i bycia traktowaną w taki sposób.
Wsunął wolną dłoń pod koszulkę chłopaka i powoli zaczął przesuwać nią po plecach młodszego, aż na kark. Uśmiechał się wtedy do siebie. Chłopak jak kot prężył się i unosił plecy, jakby domagając się większej ilości pieszczot. Trochę w bok i dłoń znalazła się na jego ramieniu, gdzie pozostała przez parę dobrych chwil. Ponownie powróciła do karku i zsunęła się do kości ogonowej. Błądziła po każdym kręgu po kolei tylko po to, aby na nowo wrócić na gorę. Lecz tym razem zaledwie na lewą łopatkę. Wnet była zsunięta w bok, ku torsowi, a stamtąd już trafiała na delikatny sutek. Parę ściśnięć między kciukiem, a palcem wskazującym, i sutek twardniał tak, jak i zawartość spodni mężczyzny. W trakcie kręcenia leniwych kółek palcem wokół twardszej skóry, jego prawa dłoń zsuwała się po udzie chłopaka. Kosztowała każdy kawałek jego skóry. W końcu mężczyźnie nigdzie się nie śpieszyło. Był to jego czas wolny przeznaczony w pełni dla jego zabawki.
Pieszczoty niemalże natychmiast ustały. Przez ten cały czas z ust chłopaka nie wydobył się żaden dźwięk. Ani jeden z jego mięśni się nie poruszył. Jego całe ciało już z początku zamierało w bezruchu, jakby w obawie, że najmniejsza kontrakcja mięśnia będzie oznaczało boleśniejszy zabieg. Obie dłonie zniknęły z ciała chłopaka i w zamian jedna z nich dobyła coś z szafki stojącej obok łóżka. Była to biała tubka z bezzapachową zawartością. Końcówka w kształcie małego lejka posiadała w sobie drobną dziurkę. Gdyby przez nią zajrzeć, zapewne zauważyło się niemalże przeźroczysty płyn. Chłopak jednakże nie spoglądał na buteleczkę. Jego oczy wciąż były w pełni zamknięte i nie zamierzał tego zmieniać. Buteleczka zbliżyła się do jego pośladków, a tam już przyłożona była do skóry jedna z dłoni. Czekała aż chłopak bardziej rozsunie nogi jak do inspekcji więziennej. W końcu była w stanie bardziej rozsunąć jego pośladki. Niewielki lejek powędrował ku jego ciasnemu otwarciu, lecz nic ”groźnego” się nie wydarzyło. Płyn leniwie spływał ku otwarciu, aby następnie skapać na ciasną dziurkę chłopaka.
Ponowne wzdrygnięcie się ze strony młodszego i powrót do bezruchu. A mężczyzna w tym czasie obserwował jak ciecz tworzy coraz to większą kroplę między pośladkami. Biały lejek ponownie zaczął zbliżać się do otworu, tylko po to, aby być wepchniętym w nieprzygotowane do tego ciało chłopaka. Ten jednakże wciąż siedział cicho, dzielnie znosząc dany zabieg. Płyn zaczął go powoli wypełniać, choć nie w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie były to dwa litry wody, które czasami zostawały w niego wmuszone. Nie sprawiały tyle dyskomfortu, choć i tak uczucie chłodnej mazi nie należało do przyjemnych. Chłopak jednakże nie musiał się długo zastanawiać nad tym czy jest to uczucie miłe, czy też nie. Obiekt jego zmartwień został odstawiony na szafeczkę nocną i tam miał na razie zostać. Niestety nie był to koniec tej ”zabawy”. Teraz palec wskazujący mężczyzny przybliżył się do pierścienia zaciśniętych mięśni i powoli muskał go, opuszkiem masując wejście. Ani razu się nie zagłębił, tylko leniwie muskał jego skórę, dokładnie rozprowadzając maź znajdującą się na zewnętrznej części odbytu chłopaka.
Podczas takich sytuacji jak ta, młodzian chciał pośpieszyć mężczyznę. Mieć to już za sobą. Jednakże w bolesny sposób dowiedział się, że pośpieszanie drugiego jest błędem. Starszy powolnie się zajmował swoją zabawką przeciwko samemu sobie. Mimo, że chciał od samego początku zanurzyć się w cieple chłopaka, wolał go dokładnie przygotować. Przy okazji podniecała go świadomość, że im dłużej wykonuje te czynności, tym większa szansa, że zmusi chłopaka do płaczu.
Jego zabawka syknęła z bólu, kiedy czubek palca w końcu wsunął się bez problemu do jego wnętrza. Na więcej sobie nie pozwolił. Nie odsuwał bioder, nie ruszał się, nie błagał, aby mężczyzna przestał. To wszystko już kiedyś próbował i też wiedział, że żadne z nich nie działa. Jedynie prowadzi do większego dyskomfortu i bólu, a zarazem sprawia satysfakcję i chorą przyjemność starszemu. Obce ciało coraz bardziej zagłębiało się w jego ciasnym i ciepłym wnętrzu, nawilżonym przez wcześniej zaaplikowany lubrykant. Organizm młodszego nie był w stanie stawiać oporu, dzięki czemu drugi bez problemu mógł począć uginać i prostować swój palec w jego wnętrzu. Chłopak nie protestował nawet, kiedy dodano drugą kończynę i poczęto go nimi ”nożyczkować”.
Młodszy zacisnął szczękę, lecz gra wstępna nie mogła trwać długo. Zniecierpliwiony mężczyzna odczuwając własna potrzebę wysunął swoje palce, aby móc bez problemu rozpiąć swoje spodnie i uwolnić twardą erekcję. Ponownie sięgnął po lubrykant i tym razem wycisnął część chłodnej mazi na własne prącie. Zadrżał lekko, lecz nie zaprzestał tej czynności. Chwycił się w dłoń i potarł parę razy, dokładnie rozprowadzając maź po całości. A kiedy uznał, że wszystko jest gotowe, wsunął się w całości w ciało chłopaka. Ten zawył z bólu, a w jego oczach pojawiły się łzy. Wcześniejsza zabawa nie była wystarczająca, aby go dokładnie przygotować do tego, co się właśnie stało. Zacisnął swoje dłonie na pościeli i przy każdym pchnięciu ze strony starczego, z jego ust wydobywał się cichy skowyt. Ani razu jednakże nie padło ”przestań” ani ”boli”.
Mężczyzna w końcu warknął pod nosem, zirytowany brakiem możliwości spoglądania na tą zapłakaną twarz. A jednak nie zamierzał na razie przerywać ich zabawy. Stwierdził, że zmianę pozycji zafunduje mu dopiero przy drugiej rundzie. Ponownie uderzył pośladek młodszego, powiększając czerwony ślad. ”Zaciśnij te mięśnie. Jesteś jak zużyta dziwka” warknął przez zaciśnięte zęby. Chłopak mimo szczerych chęci, z trudem zmuszał swoje ciało to wykonania tej zachcianki. Był pewien, że musiał być ciasny. Czy w przeciwnym razie by to aż tak nie bolało? Czy robił to już zbyt często i dosłownie stawał się ”zużytą dziwką”? Nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Jednostronna przyjemność nie trwała dłużej niż pół godziny, a jednak i tak dla chłopaka wydawało się to być wiecznością. Załkał, gdy czuł jak starszy wbija w niego swoje biodra i wypełnia wnętrze swą ciepłą spermą. Wychodzi z niego w końcu, lecz młodszy wie, że to jeszcze nie koniec. Dłoń chwyta jego czarne włosy i ciągnie lekko w górę, zmuszając do ułożenia kolan na materacu. Pozwala materiałowi spodni i bokserek pozostać na podłodze. Następnie jest pchnięty na łóżko. Otrzymując rozkaz przekręcenia się na plecy, robi to.
Po stanie członka swojej zabawki, mężczyzna był w stanie stwierdzić, że chłopakowi nie sprawiło to przyjemności. Nie przejął się tym jednakże. Nie liczyła się przyjemność drugiego, a zaledwie jego własna. I tak uwielbiał zmuszać młodszego do rzeczy, których ten nie chciał robić. Sięgnął po paczkę papierosów i spojrzał na swoją zabawkę, grzecznie leżącą przed nim. ”Usiądź” rozkazał mu, a ten posłusznie wykonał polecenie, pozwalając swoim nogom zwisać ze skraju łóżka.
Mężczyzna następnie wziął swój miękki członek w dłoń i główką otarł się o usta młodszego. Spoglądał na chłopaka, widząc jak ten walczy ze sobą. Jak kącik jest ust krzywi się w obrzydzeniu, lecz w końcu jego wargi się rozsuwają. Jak chwyta go w swoje delikatne dłonie, aby sobie nimi pomóc. Pozwolił mu na to, gdyż to umożliwiło mu sięgnięcie po paczkę papierosów oraz na wyjęcie jednego z ruloników. Odpalił go, a resztę odrzucił na ich miejsce na szafce. Zaciągnął się duszącym dymem i spojrzał na młodszego, który niechętnie ssał jego penisa. Jak starał się niezdarnie go pocierać, aby nie musieć połykać całości. Taka była ich umowa. Jeśli odpowiednio będzie pocierał go dłońmi, to ten nie wsunie się w całości do jego ust.
- Używaj jeszcze języka, nie samych warg. O tak – zamruczał cicho, chcąc tym samym pokazać chłopakowi, że lepiej mu idzie. Był zadziwiony jak bardzo udało się młodszemu polepszyć swoją technikę. Z początku robił to tak niezdarnie, jakby nigdy w życiu nie miał nawet lizaka czy loda w ustach. A teraz wychodziło mu to znacznie sprawniej.
Jego penis na nowo się rozbudził w podobnym czasie, co był bliski końca swojego papierosa. Bez wzruszenia przyłożył jeszcze tlącą się końcówkę do bladej skóry drugiego. Dodał nową pamiątkę do tych pozostałych. Zapach palonej tkanki uderzył jego nozdrza, wraz okrzykiem bólu chłopaka. Mimo tego, młody nie zacisnął szczęki. Nawet nie skrobnął zębami delikatną cześć ciała mężczyzny, która to wciąż znajdowała się w jego ustach. Mimo tego bólu, nie miał prawa zaprzestać wykonywanej czynności.
Starszy jednakże zakończył pieszczoty zapewniane mu przez młodszego. Pociągnął za te czarne włosy, tym samym uwolnił usta chłopaka od swojej erekcji. Pchnął go na łóżko. Boleśnie rozłożył mu nogi. Wyglądało na to, że jego zabawka stawała się coraz bardziej elastyczna. Pamiętał jak z początku ledwie był w stanie wcisnąć się między jego uda, a teraz pozostawała jeszcze przerwa między ich ciałami. Nie wszedł jeszcze w jego otwór. Ocierał się zaledwie o jego pośladki, spoglądając na te czerwone od łez oczy. Nawet to jak ten był zasmarkany, uznawał za urocze. Dlatego też na nowo znalazł się w jego wnętrzu, nie zważając na ponowiony szloch ze strony swej zabawki.
I tu chłopak w końcu popełnił błąd. Przekręcił swą głowę i spróbował wcisnąć twarz w pościel. Chciał ją schować i nie patrzeć na mężczyznę pochylającym się nad jego zmęczonym ciałem. Chciał zakryć się ramionami, lecz nie zdążył. Starszy warknął i chwycił go za dolną część twarzy, boleśnie wbijając mu kciuk, wraz z paznokciem, w jego lekko zapadnięty polik. Zmusił go do spojrzenia z powrotem na swoją twarz. Uśmiechnął się, widząc strach w tych zapłakanych oczach.
Można powiedzieć, że mężczyzna zdradził chłopaka. Że był dla niego okrutny. Ale przecież nigdy nie obiecywał pięknego życia. Nie powiedział, że się nim zaopiekuje. Zaledwie zaoferował mu miejsce, do którego ten mógł uciekać. Gdzie mógł się skryć. A teraz jedynie odbierał, co się mu należało za ten jakże długi czas, korzystania z miękkiego łoża i ciepłej strawy. Oboje mieli własne zdanie dotyczące tej sytuacji. Jeden był zwycięski w tej sytuacji, drugi przegranym. Ale przecież zawsze tak jest. Aby jeden mógł wygrać, drugi musi przegrać.
Ich ”zabawa” nie trwała długo. Starszy w końcu zapiął rozporek i wyszedł z pokoju, pozostawiając chłopaka samego na łóżku. Nauczył go, co ma robić po stosunku z mężczyzną. Nie musiał się nim przejmować. Mógł spokojnie wrócić do swoich zadań. A młodszy w tym czasie leżał na miękkim materacu i spoglądał pustym wzrokiem w sufit. W końcu zmusił swe ciało do ruszenia się. Wstał, zachwiał się… Złapał w końcu równowagę. Powoli ruszył w stronę łazienki połączonej z pokojem. Pomieszczenie stało się jego całym światem. Nie musiał nigdzie wychodzić. Nie podczas wakacji. Cały czas wolny od szkoły spędzał między tą sypialnią, a łazienką. Tu spał, tu jadł, tu się uczył. Uwielbiał naukę. Poznawać nowe rzeczy. Pogłębiać swą wiedzę. Nawet w tej sytuacji nie odchodził od książek.
Wszedł pod prysznic i włączył ciepłą wodę. Pozwolił jej spływać po całym ciele. Stał tak z opuszczoną głową. W końcu nie wytrzymał. Zacisnął dłoń w pięść, drugą przyłożył do wykrzywionych ust. Zacisnął powieki, lecz to nie powstrzymało łez. A kiedy te małe zdradliwe kropelki słonej wody poczęły spływać po jego policzkach, dołączył do nich szloch wydobywający się z ust. Nie trwało to długo, nim w pełni się rozkleił. Ignorował szczypiące oparzenie. Ignorował ból pulsujący od pasa w dół. Skulił się w kabinie, tuląc do własnych kolan i szlochał. Szlochał jak małe zagubione dziecko, którym przecież był.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz