6 Października 2012
Pomimo tego, że nie chciałem się na to zgodzić, Molly
sama raz wyruszyła do miasta, aby postarać się coś zebrać. Byłem samolubny w
takich sytuacjach. Nie chciałem, by sama szła do miasta. Nie z tego powodu że bałem się iż ktoś coś by jej zrobił, a
bardziej przez to, że nie chciałem, aby ktoś ją zabrał. Na przykład do domu
dziecka. Bałem się, że zostawiłaby mnie samego. Wiedziałem, że w takiej
sytuacji nie przetrwałbym za długo, a zabrać mnie ze sobą nie mogłaby.
Posiadając siedemnaście lat, mało kto chciałby się mną zająć. Wielu traktowało
mnie jako osobę dorosłą i po prostu nie czuło potrzeby zaopiekowania się mną. Z
Molly było inaczej. Mając dwanaście lat i urodę pod gruną warstwą brudu, bardzo
łatwo byłoby jej znaleźć nową rodzinę. A jednak nie pozwalałem jej na to. Nie
raz karciłem się za te myśli. Za powstrzymywanie jej od zaznania szczęścia i
normalnego życia. Z początku nie przesypiałem nocy czując się winnym za to, że
ją ranię. Gdy zachorowała, byłem bliski zabrania jej do pobliskiego przytułku.
A jednak nie potrafiłem... Była jedyną istotą mogącą utrzymać mnie przy życiu.
To dzięki niej wstawałem, aby poszukać jedzenia czy innych potrzebnych rzeczy.
To dzięki niej jeszcze nie oszalałem, nie zabiłem naszego ojca - choć raczej i
tak nie byłbym w stanie mu cokolwiek zrobić - oraz to dzięki niej nie rzuciłem
się jeszcze pod pierwszy lepszy samochód. Gdyby była to piękna bajka czy miły
wiersz, zapewnie autor użyłby zdania „promyczek słońca” określając mą siostrę.
A jednak nie była to bajka, a zakończenie dla mnie zapewne nie było zaplanowane
na coś wielce przyjemnego czy też innego od tego, co teraz się działo. Byłem
gotowy oddać wszystko dla mej siostry, nawet własne życie. A jednak nie byłem w
stanie oddać jej samej.
Szedłem teraz między ludźmi, aby dostać się
do typowego miejsca, w którym zawsze siedziałem, aby żebrać. Czyli przy
bankomacie odwiedzanego raczej przez sporą ilość osób dziennie. Siedząc w takim
miejscu, osoba nie mogłaby powiedzieć, że nie ma pieniędzy przy sobie. A jak
zrobiło się jej szkoda mnie, to najmniejszą kwotą jaką mogła mi dać było
dziesięć funtów. Ten bankomat mniejszej sumy nie wypłacał, co odkryłem kiedyś
przez przypadek. Otrzymywałem taką sumę raz na parę miesięcy i zawsze taka
okazja oznaczała wielką ucztę. Za dziesięć funtów byłem w stanie kupić dużą
butlę wody czy też napoju gazowanego, co było częstszym wyborem po uzyskaniu
takiej kwoty. W końcu był on rzadkością i sprawiało, że Molly była
szczęśliwsza. Prócz napoju mogłem także kupić cztery kanapki. Wiele osób
potrafiło dwie takie butelki zużyć w ciągu jednego dnia, my jednak musieliśmy
używać tylko wtedy, gdy na serio chciało nam się pić. Oczywiście Molly
pozwalałem pić, gdy tylko chciała i często limitowałem się do kilku łyków
dziennie. Wolałem żeby miała chociaż własną butelkę, z której mogła pić nie
będąc zmuszoną do dzielenia się z innymi. Choć gdyby wiedziała, że oddaje jej
wszystko to zmusiłaby mnie do wypicia większej zawartości butelki.
Teraz taka suma oznaczałaby spłacenie długu
u Steva i prawdopodobnie jeden owoc dla Molly. Na kanapkę nie byłoby mnie już
stać. W końcu wydatek na moje „chorobowe” liczył piętnaście funtów, z czego
sześć udało mi się od razu spłacić.
Pociągając nosem i tuląc się do kolan,
obserwowałem ziemię przed mymi dziurawymi i zabrudzonymi trampkami. Ostatniej
pamiątce po wcześniejszym życiu. Prócz ziemi okazjonalnie widziałem
wypolerowane do błysku buty biznesmenów, trampki młodych osób, kolorowe buciki
dzieci czy też eleganckie szpilki kobiet. Żałowałem, że nie mogłem zdobyć
dobrych butów dla Molly. Jej stare powoli stawały się za ciasne oraz zbyt
dziurawe, by nadawać się do chodzenia. Na szczęście jednak po kałużach chodzić
nie musiała więc o suchość jej stóp martwić się nie musiałem. A nawet jeśli to
wystarczyło postawić buty i skarpetki przy ognisku, podczas kiedy ogrzewałem
jej stopy kocami czy też własnymi dłońmi. Gorzej było jak zmoczyła swe ubrania,
gdyż żadnych na zmianę nie posiadaliśmy. W takich sytuacjach opatulałem ją
obydwoma kocami ledwie zakrywającymi całe je ciało. W końcu po prawdzie były to
resztki ręcznika. Czekałem wtedy aż jej ubrania się wysuszą.
Uśmiechnąłem się delikatnie do młodej
kobiety, która wręczyła mi parę monet. Mało kto chciał dawać wielkie sumy. A w
świecie, w którym pieniądze były zastąpione kartami kredytowymi pozostawało
mało miejsca dla zwykłych monet. Ludzie posiadali wtedy zaledwie kilka pensów
albo jednego funta. Więcej luźnych pieniędzy mogłem oczekiwać od młodszych
osób, gdyż ci kartami w szkole płacić nie mogli. Jednakże oni nigdy nawet nie
podchodzili do osób takich jak ja. A jak już, to robili to tylko po to, aby się
ponabijać czy okazjonalnie wykorzystać jako zabawka do kopania. Byłem dla nich
rzeczą. Zabawką idealnie nadającą się do wyładowania złości czy też
wykorzystania do rozrywki. Oczywiście nikt nie chciał wykorzystywać mnie
seksualnie. W końcu kto chciałby zabawiać się z brudną osobą, od której zapewne
można złapać jakąś chorobę. Z drugiej strony spodziewałem się, że osoba w
stanie upojenia na pewno nie zauważyłaby różnicy pomiędzy mną a własną małżonką
czy dziewczyną.
Chowając następne monety do kieszeni,
rozglądałem się po ludziach. Z tłoku jaki panował mogłem zgadnąć, że zbliżały
się święta. Idealny okres dla osób takich jak ja. Sklepy wystawiały przeróżne
przeceny na produkty spożywcze jak i często ubrania. Ale i tak do tej pory
ubrania były rzeczą za drogą do nabycia. Kolejnym plusem świąt było to, że
ludziom często sprzyjał humor i lubili rozdawać rzeczy innym. Nie tylko mówiłem
tutaj o monetach. Zdarzało się, że otrzymałem coś do jedzenia czy też
plastikowy kubeczek z ciepłą herbatą. Ten okres także oznaczał zestresowanych
ludzi, nie wiedzących co kupić drugiej osobie i wyładowującej stres na tych,
którym nikt nie pomagał. Także i wolne od szkoły, oznaczające większą ilość
młodszych osób.
Po uzbieraniu dwóch funtów i pięciu pensów
wstałem, i zmarznięty powoli ruszyłem w stronę sklepu spożywczego z nadzieją,
że uda się mi zdobyć saszetkę z proszkiem do robienia gorącej czekolady oraz
małą butelkę wody. Miałem nadzieję, że uda mi się zdobyć ową saszetkę, gdyż
wolałem, aby Molly wypiła coś ciepłego. Zwykła ciepła woda przyprawiała ją o
wymioty. W sumie mnie też. Nigdy nie rozumiałem jak można pić ciepłą wody. Na
paczkę herbaty czy też całą puszkę proszku czekoladowego nie było mnie stać. Odkryłem
zaś, że za trzydzieści pensów można było zdobyć jedną paczuszkę starczącą na
pojedynczy kubek czekolady. Idealne rozwiązanie na ogrzanie małej Molly.
Do sklepu jednak nie doszedłem, zauważając
znajome osoby z niego wychodzące. Odwróciłem się na pięcie, gotowy do odejścia,
lecz spokój nie był mi pisany. Od razu, jak gdyby wyczuwając mój wzrok na
sobie, jeden z bliźniaków na mnie spojrzał i szeroko się uśmiechnął.
Szturchając swego brata w ramię, wskazał w moją stronę i już po chwili szli w
moim kierunku. Ruszyłem biegiem przez tłum z nadzieją, że mnie nie dopadną.
Znów me nadzieje zostały zniszczone. Prawie, że od razu po rozpoczęciu biegu
wpadłem na jakiegoś mężczyznę i wylądowałem na ziemi. Bliźniacy jakby wyrośli
nade mną, podnosząc mnie za ramiona do pionu. Mężczyzna na którego wcześniej
wpadłem ponownie ruszył przed siebie nie zwracając na mnie uwagi. Nawet jeśli
na niego wpadłem i tak byłem niewidzialny. Jeśli nie byłby nastoju, zapewne gdyby
nie bliźniacy, burknąłby na mnie czy też od razu po wstaniu z powrotem
wylądowałbym na ziemi. Mogłem im zawdzięczać brak siniaków, jednakże tego nie
można było być do końca pewnym. Może się okazać, że bracia sami wykorzystają
mnie jak worek treningowy. Nigdy nic nie wiadomo.
Uderzyłem plecami o zimną ścianę i
spojrzałem w parę piwnych oczu znajdujących się naprzeciw mych własnych. Zawroty
głowy spowodowane strachem odczutym po zauważeniu swej sytuacji stawały się
uporczywe. Stałem plecami do ściany bez możliwości ucieczki ani możliwości na pozyskanie
pomocy. Nikt nawet nie zwracał na nas uwagi.
- Jesteś mi coś winien, szczurku -
uśmiechnął się drapieżnie. - Wygląda na to, że nie oddałeś wszystkiego, co do
mnie należało.
Hejka,
OdpowiedzUsuńZnalazłam to opowiadanie na blogu A.J., ale pomyślałam, że komentarz napiszę u Ciebie. Żebyś po prostu wiedziała ; ) "Cichy pamięnik" jest niesamowity. Bardzo mi się spodobał i z niecierpliwością czekam na następne "strony". Masz świetny styl, łatwo było mi się wczuć. I zrobiło mi się smutno, gdy czytałam o warunkach, w których żyje rodzeństwo. Z całego serca życzę im, żeby ich sytuacja się polepszyła (:
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko,
Ann.