8 Października
Rano nie obudzi mnie śpiew ptaków, tak jak zeszłego poranka, i poczułem jak gdyby mi tego brakowało. W końcu była spora różnica pomiędzy warkotem samochodów, a delikatnym świergotem. Pomimo tego, tu było bezpieczniej niż u bliźniaków w domu, nawet jeśli u nich było ciepło i sucho.
Ale nie ważne, nie powinienem nad
tym się zastanawiać tylko przygotować się na spacer po Molly. Oczywiście nie
było to przygotowanie w stylu, ubrać się i takie tam, bowiem nie posiadałem
codziennych produktów, jak choćby mydło.
Posiadaliśmy
stare szczoteczki, choć nie zawsze się znajdywała pasta. Ale nie narzekaliśmy
zbytnio, bowiem niektórzy mieli gorzej. Właściwie to można powiedzieć, że
jesteśmy tutaj jak wyższa klasa. Były osoby, mieszkające gdzieś na ławce i
posiadające jedynie swoje ubrania. Często widywałem starsze od siebie osoby w
samych koszulkach i spodniach, powoli zamarzających w zimnym wietrze. Za każdym
razem chciałem im pomóc, ale w tym samym czasie. Nie miałem jak. Musiałem w końcu się martwić o to jak my damy
radę przetrwać tą zimę, oraz czy Molly nic nie będzie. Szczególnie że miała już
dwanaście lat i zaczynałem się martwić o... kobiece problemy które w tym wieku
ponoć się pojawiały. Nie znałem się zbytnio na kobiecym ciele, ale
wystarczającą posiadałem wiedzę, by wiedzieć że to sprawi nam spory problem.
Miałem jedynie nadzieję, że to tego czasu uda się coś załatwić.
Omijając podstawowy posiłek dnia,
jak to było w mym zwyczaju gdyż wolałem by zostało więcej na zapas, oraz by
wystarczało dla Molly, wyruszyłem po małą.
***
Spacer był nawet miły, pomijając to,
że bolała mnie chyba każda część ciała, lecz wspinanie się na ostatnie piętro
już nie było aż tak przyjemne i gdy dotarłem na samą górę, trochę mi zajęło by
złapać oddech, co jednak nie było dziwne, gdyż całość była ogromna. Ogólnie to
z tego co zauważyłem, jest tu chyba piętnaście pięter, co oznacza że widok z
samej góry musi być niezwykły. Ogólne mieszkania tutaj muszą być okazałe i
pewno drogie.
Kiedy jeszcze mieszkałem z ojcem,
dzieliłem swój pokój z Molly, zaś ojciec spał na kanapie w skąpym salonie
połączonym z niewielką kuchnią. Oczywiście mieliśmy również i łazienkę, lecz
tam jedynie mieściło się to, bez czego pomieszczenie nie mogłoby się nazwać
łazienką. Nie było wystarczające dla nas trojga, będąc mieszkaniem
jednoosobowym, ale nie narzekaliśmy. Przynajmniej mieliśmy dach nad głowę i
ochronę przed zimnem i wilgocią.
Wychodząc z zamyślenia i już z
normalnym tempem oddychania, zapukałem do sporych rozmiarów dębowych drzwi z
numerem dwudziestym-piątym. Owe, po kilku minutach pukania, zostały otworzone
przez młodego mężczyznę, któremu nie dałbym więcej niż sześć czy siedem lat
więcej niż sobie.
Był on w samej bieliźnie, zapewne
dopiero wstał z łóżka, szczególnie że było dość wcześnie nad ranem. Jak
wychodziłem, słońce dopiero niedawno zdążyło wstać, co musiało oznaczać że
teraz jest zapewne dziewiąta nad ranem.
Jego krucze włosy, sięgające
niemalże pasa, krzyczały o potraktowanie szczotką czy choćby grzebieniem.
Zerkał na mnie nieprzytomnym wzrokiem, jak gdyby starając się rozgryźć jakąś
zagadkę, zaś ja na niego, jakbym zobaczył ducha. I tu nie chodzi o to, że był
mężczyzną o długich włosach, co zawsze mnie dziwiło, bowiem nie jego się
spodziewałem. Właściwie to nawet nie wiedziałem, kto to, więc jedyne, co mi
zostało to spytać, czy dobrze trafiłem.
- Jest może Jasmine? - Zapytałem niepewnie, a mężczyzna jedynie ziewnął i zniknął w głębi domu, pozwalając mi na zauważenie sporego salonu z ceglanymi ścianami, drewnianymi filarami podtrzymującymi sufit i kilkoosobową sofą wykonaną z jakiegoś, zapewne drogiego, materiału. Po podłodze były porozrzucane przeróżne pudełka od gier, których tak dawno nie widziałem, a na szklanym stole leżało stare opakowanie po pizzie.
- Jest może Jasmine? - Zapytałem niepewnie, a mężczyzna jedynie ziewnął i zniknął w głębi domu, pozwalając mi na zauważenie sporego salonu z ceglanymi ścianami, drewnianymi filarami podtrzymującymi sufit i kilkoosobową sofą wykonaną z jakiegoś, zapewne drogiego, materiału. Po podłodze były porozrzucane przeróżne pudełka od gier, których tak dawno nie widziałem, a na szklanym stole leżało stare opakowanie po pizzie.
Nie było mi dane dłuższe podziwianie
tego widoku, bowiem po chwili przed oczami miałem jędrne piersi, schowane za
delikatnym materiałem kobiecej koszuli nocnej, ozdobionej koronką. Szybko podniosłem
wzrok na jej twarz, a kobieta zaczęła mnie witać i uśmiechając się, przetarła
oczy.
- Molly jest u Ciebie? - Zadałem pytanie, ignorując powitanie. Chciałem jak najszybciej zobaczyć się z moją siostrą i upewnić się, że nic jej nie jest.
- U mnie też spoko, dzięki że pytasz. - Naburmuszyła się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Molly jest u Ciebie? - Zadałem pytanie, ignorując powitanie. Chciałem jak najszybciej zobaczyć się z moją siostrą i upewnić się, że nic jej nie jest.
- U mnie też spoko, dzięki że pytasz. - Naburmuszyła się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Robię kawę skarbie, też chcesz? -
Dobiegł głos z wewnątrz mieszkania, a dziewczyna z uśmiechem odpowiedziała że
chętnie i już po chwili słychać było dźwięk wstawionego czajnika.
- Jasmine, wiesz jak u mnie jest, więc nie wiem po co pytasz. Ty, z tego co widzę, nie radzisz sobie najgorzej. Po prostu powiedz mi, gdzie jest moja siostra.
Dziewczyna westchnęła, kręcąc głową i marudząc coś niezrozumiałego pod nosem.
- Nie ma jej tu - odpowiedziała po chwili, niczym nie przejęta.
- Jak to, nie ma jej tu?
- Normalnie. - Znów się uśmiechnęła. - Podziękowała dziś rano za gościnność i poszła, mówiąc, że sprawdzi czy ciebie nie ma. Nie widziałeś jej po drodze?
Ignorując znów Jasmine i nawet jej nie dziękując, zacząłem zbiegać po schodach, by się szybko zatrzymać i odwrócić w stronę dziewczyny, patrzącej za mną z niedowierzaniem.
- Dzięki. Powodzenia? Nie wiem. Pa.
Dawna znajoma jedynie zaśmiała się i odwzajemniła pożegnanie lekkim machnięciem dłonią, by już po chwili zamknąć drzwi od swego mieszkania.
- Jasmine, wiesz jak u mnie jest, więc nie wiem po co pytasz. Ty, z tego co widzę, nie radzisz sobie najgorzej. Po prostu powiedz mi, gdzie jest moja siostra.
Dziewczyna westchnęła, kręcąc głową i marudząc coś niezrozumiałego pod nosem.
- Nie ma jej tu - odpowiedziała po chwili, niczym nie przejęta.
- Jak to, nie ma jej tu?
- Normalnie. - Znów się uśmiechnęła. - Podziękowała dziś rano za gościnność i poszła, mówiąc, że sprawdzi czy ciebie nie ma. Nie widziałeś jej po drodze?
Ignorując znów Jasmine i nawet jej nie dziękując, zacząłem zbiegać po schodach, by się szybko zatrzymać i odwrócić w stronę dziewczyny, patrzącej za mną z niedowierzaniem.
- Dzięki. Powodzenia? Nie wiem. Pa.
Dawna znajoma jedynie zaśmiała się i odwzajemniła pożegnanie lekkim machnięciem dłonią, by już po chwili zamknąć drzwi od swego mieszkania.
Wracając do zbiegania po schodach, w
rekordowym czasie znalazłam się na parterze i wybiegłem z budynku, pewno
wyglądając albo jakbym był na coś spóźniony, albo jakbym właśnie uciekał z
czyjegoś mieszkania. Jednakże nie przejmowałem się tym, co inni mogą pomyśleć.
Jedyne, co się teraz liczyło, to odnalezienie Molly i jedyne miejsce, jakie na
razie mi przychodziło do głowy, to nasz "dom".
Kuźde, kocham to opwiadanie *p*
OdpowiedzUsuń*opowiadanie ^^
UsuńSzkoda, że jakiś czas temu sprawdzałem tę część. Nie przeczytałem niczego nowego, a szkoda. Potrafisz pisać i nie próbuj się spierać, że tak nie jest. Gdybyś postarała się pisać mniej chaotycznie (a tego już nie da się poprawiać bez większej ingerencji w tekst), byłoby świetnie. A tak, to jest bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńA.J.
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo dobry, Molly już stamtąd poszła, a może wcale jej tam nie było, lub nadal jest... bardzo mi się podobał rozdział....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia