***
Spokój i cisza.
Odetchnąłem z
ulgą, siedząc oparty o ścianę pustej sali gimnastycznej, starając się uspokoić.
Miałem nadzieję że nikt za mną tu nie przylezie, szczególnie nauczyciele,
bowiem nie chciałem by skończyło się tak, jak zawsze w takich sytuacjach. Tym
bardziej iż ostatnim razem byłem bliski zostania wywalonym z szkoły.
Ale to nie była
moja wina, więc nie wiem czemu się tak czepiali każdego "wybryku" z
mej strony. Powinni się już przyzwyczaić i coś zrobić by temu zapobiec, a nie
bardziej uprzykrzać mi życie. Rozumiem że byłem, i nadal jestem, uważany za
"niebezpieczeństwo" dla reszty, ale w tym samym czasie wyrzucając
mnie raczej nic nie naprawią. Choć ponoć po wydaleniu, mieli mnie oddać do
pewnej, bardziej pasującej, do mego przypadku szkoły.
Drzwi powoli się
rozstąpiły i do środka wszedł chudy blondyn. Jego oczy analizowały otoczenie i
po chwili zatrzymały się na mnie, tym samym jego twarz rozjaśniła się, ukazując
szeroki uśmiech.
- A więc tu się
ukryłeś. - Powoli zaczął do mnie podchodzić, utrzymując ręce luźno przy ciele.
- Nie podchodź...
- Ostrzegłem, jednakże ten mnie nie słuchał, dalej krocząc w mą stronę. - Nie
podchodź!
Chowając głowę w
ramionach, wtuliłem twarz w kolana.
- Proszę nie
podchodź. - Wyszeptałem żałośnie.
- Lenn, nic ci nie
zrobię. - Powieudział, zatrzymując się. - Podejdę tylko, dobrze?
Nie otrzymując
odpowiedzi z mej strony, Aiko powrócił do zmierzania w mym kierunku, nie
oczekując żadnej reakcji z mej strony.
***
Zakrwawione ciało
młodego mężczyzny zostało zamknięte w karetce i już po chwili zmierzało do
szpitala. Nie potrzeba było włączać sygnał, bowiem nawet osoba nie znająca
się na medycynie mogła z łatwością stwierdzić iż "pacjent" jest
martwy i nic mu juz nie pomoże, prócz boskiej interwencji. Rany cięte i
szarpane były na tyle głębokie, że każdy, nawet osoba szkolona do przetrwania
tortur, by umarła z samego bólu odczuwanego po, a nawet podczas, zadawania ran.
Sprawca tego
zamieszania właśnie był brutalnie wpychany do radiowozu, do którego udało się
go wrzucić dopiero po kilku godzinach walki. Nie była to fizyczna walka
pomiędzy sprawcą, a policjantami, bowiem oni również by skończyli jak martwy
chłopak zmierzający właśnie do kostnicy. Była to walka pomiędzy pewną młodą
osobą, a jego własnym umysłem, starając się zapanować nad własnymi emocjami.
Im bardziej jego
stary przyjaciel się zbliżał, tym bardziej on tracił nad sobą panowanie, a po
wyrządzeniu pierwszej szkody, nie mógł już się powstrzymać. Widok krwi
uspokajał zmysły, tym samym zmuszając do zadawania więcej i więcej ran, rwąc
żywe mięso i pojąc się dźwiękami krzyków i błagań odbijających się echem od
gołych ścian sali gimnastycznej.
***
Spoglądałem na
rozmazany obraz sporego budynku na obrzeżach miasta. Tak na prawdę nie był on
rozmazany, co raczej jest oczywiste, ale poprzez załzawione oczy wyglądało jak
gdyby ściany powoli się łączyły w jeden kolor i kształt, zanikając w szarości.
Pomimo słonych
łez spływających po policzkach, me usta były wykrzywione w sprawiający ból
uśmiechu, nadając mi bardziej szalonych charakterystyk. Myślę że w takich
chwilach, samym wyglądem mogłem straszyć innych i podawać się za psychopatę.
- Jest pani
pewna, że nie będzie lepszym pomysłem wysłać chłopaka do zakładu
psychiatrycznego? Tam może uda im się zapanować nad nim, a tu.
Mężczyzna, który myślał iż to, że będą na zewnątrz samochodu w którym siedziałem, będzie oznaczało, że ich nie będę słyszał, zawiesił swe zdanie.
Mężczyzna, który myślał iż to, że będą na zewnątrz samochodu w którym siedziałem, będzie oznaczało, że ich nie będę słyszał, zawiesił swe zdanie.
Nie musiał
dokańczać.
I ja, i kobieta
stojąca naprzeciwko niego, wiedzieliśmy co chciał powiedzieć. Że nie powinienem
dołączać do tej szkoły. Że jestem niebezpieczeństwem. Abominacją.
Cóż. Mieli racje.
A jednak te
zarzuty sprawiały iż coś w mej klatce bolało tępym bólem. Niektórzy mogli by
powiedzieć że to serce, jednakże ja przecież nie miałem serca. Zawsze słyszałem
to samo: Okrutny, bez serca, abominacja, wybryk natury, niebezpieczeństwo...
Westchnąłem i
spojrzałem ku twarzy kobiety, która otworzyła drzwi po mej stronie od
radiowozu.
- Hej skarbie. -
Powiedziała spokojnie, unikając kontaktu wzrokowego, z czego byłem jej
wdzięczny. - Wyjdziesz? Obiecuję że nic ci nie będzie. Jestem pewna że tu
będzie ci lepiej.
Wyciągnęła w mą
stronę bladą dłoń powolnym ruchem, nie zbliżając jej za bardzo w mą stronę. Prawie jak dziecko w
zoo chcące pogłaskać lwa, ale świadome tego, że może się to nie spodobać
wielkiemu kotku. Przyjmując ją, wysiadłem z samochodu i wziąłem głęboki wdech, w tym samym czasie
zamykając oczy, by wypełnić płuca czystym powietrzem zmieszanym z zapachem świeżej trawy.
Gdy ponownie
otworzyłem oczy, te już tak się nie błyszczały, bowiem łzy przestały oślepiać. W zamian, widać teraz było dokładnie złote tęczówki zakryte czerwoną
grzywką.
- Nic ci nie
zrobię. - Uśmiechnęła się szeroko, zwracając do głowy przykre wspomnienia z
przed godziny. - Jeśli Ci się tu nie spodoba, to nie będziesz musiał zostać.
Ale spotkasz tu wiele osób z takimi samymi problemami jak twoje.
Opowiadanie zapowiada się interesująco, jednakże pseudonim Twojej partnerki jest niezbyt oryginalny i wskazuje, że jest fanką anime. Zresztą jej "opowiadania" na jej blogu są nudne i głównie to nieudane fanficy.
OdpowiedzUsuńAnn
Cóż, to że za pseudonim maJapońskie imię, nie oznacza, iż odrazu jest nieoryginalna i kopiuje coś z anime. Mój pseudonim pochodzi od mego kochanego Nocusia (Noctis Lucis Caelum - Final Fantasy), i można się sprzeczać, że to oznacza iż jestem jego psycho fanką (cóż, jestem). A fanfici, cóż. Nie każdemu przypada do gustu dana kategoria, lecz wierz mi że czytałam o wiele gorsze i twórczość Kiry nie koniecznie musi każdemu przypadnie do gustu, ale w końcu każdy jest inny. W każdym układzie mam nadzieję że jej części równierz będą Ci się podobać, bowiem posiada większy talent ode mnie, co nie oznacza, że zmuszam do zmieniania opinii. ;)
Usuń