Strony

wtorek, 28 stycznia 2014

Cichy Pamiętnik - Strona Czwarta



7 Października

 Mało, co się działo po tym, jak obudziłem się w nieznanym mi domu, tak więc opiszę to w skrócie. Po dłuższej 'dyskusji' - bowiem kłótnią tego bym nie nazwał - zaproponowano mi potowarzyszenie im przy śniadaniu, za co szybko podziękowałem, ale niestety w tym samym czasie mój żołądek zaprotestował i stwierdzono, że odejście w takiej sytuacji byłoby... Chwila, jak to ujęli? Chyba coś w stylu, że byłoby to niemiłe z mej strony oraz pokazałoby ich, jako okrutnych ludzi czy coś takiego.  
W sumie, to się nie liczyło. Liczyło się to, że po raz pierwszy od dawna, dawna, miałem w ustach coś ciepłego - bez skojarzeń - co nie było jedno składnikową potrawą.   
Nie oznacza to, że rzuciłem się na potrawy.  
Jadłem z umiarem, tak jak gdyby bojąc się, że jedzenie jest zatrute. A pod koniec nie byłem przejedzony czy też w sumie najedzony, ale też i nie mogłem już narzekać na dźwięk mego żołądka, bowiem odczuwałem poczucie winny, że ja sobie tu siedzę, gdy Molly jest sama i głodna.  
Tak, przyznaję się. Dopiero w tym momencie przypomniałem sobie, że Molly jest sama, ale mając tyle rzeczy na głowie można chyba zapomnieć, prawda?  
Jestem do bani, wiem.  
W każdym razie, po tym wszystkim grzecznie podziękowałem za to, że mnie nakarmili - oraz porwali i wykorzystali, aby spłacić przypadkowy dług - i puścili wolno, wpierw mówiąc, że mają nadzieję, że znów się spotkamy.  
Teoretycznie zaproponowali, abym częściej wpadał i oddawał się w zamian za drobną sumę, ale z uśmiechem odmówiłem.  
Dojście do miasta, tak jak mówili, zajęło mi jakieś półtorej godziny i używając tego, co zarobiłem wcześniej - tak, o dziwo nikt mi nie zabrał mych drobnych podczas prania ubrań - udało mi się "wykupić" miłą kobietę zmierzającą do Londynu. Nie chciała zapłaty, ale źle się czułem, że ją wykorzystuję, więc oddałem pewno dla niej nic nieznaczącą sumę - choć dla mnie była to różnica pomiędzy obiadem a głodowaniem - i po następnej godzinie zmierzałem już w stronę swojego gniazdka.  

*** 

Idąc wzdłuż starego muru wtulałem ramiona w swe ciało, odczuwając pierwsze zapowiedzi srogiej zimy. Nie będzie to nasza pierwsza zima, a ostatnią nie najlepiej przetrwaliśmy - ale przetrwaliśmy - jednakże słyszałem, że ta miała być gorsza od ostatniej. Może i nie mieliśmy tu w Anglii największych zasp śnieżnych jak w innych krajach - tak, zadziwię was. Uczyłem się geografii i nie najgorzej mi szła. Wraz z historią, matematyką i kilkoma językami. Chociaż w sumie, jeśli kogoś ciekawi śnieg, czy też serfuje po Internecie, to może sam sobie sprawdzić gdzie najbardziej pada ten biały puch. Ale w tym samym czasie zastępujący śnieg nadmiar wody spadającej z nieba powodował ślizgawki na ulicach, co łatwo prowadziło do złamań i stłuczeń, oraz szybszego otrzymania przeziębienia.  
Lecz nie zamierzałem na razie myśleć o przyszłości, bowiem bardziej martwiłem się teraźniejszością, a raczej tym czy Molly nic się nie stało oraz czy nie zamartwiłem jej za bardzo. Nigdy jej nie zostawiałem na całą noc i większość dnia, a po tym jak powiedziałem, że idę zebrać dla nas trochę monet, czułem się tak jak gdybym ją okłamał. W sumie, niepotrzebnie to odczuwałem, bowiem to przecież nie była moja wina, że stało się, co się stało.  
Wszedłem w głąb naszego domu i spokojnie przeszedłem na sam jego koniec, do naszego typowego miejsca, tylko po to by zauważyć pustkę. Nie było Molly, jej plecaka, pluszaka czy też ogółem żadnego znaku, że przebywała tu przez jakiś czas. Nawet nie wyglądało na to, by spędziła tu noc.  
Poczuwszy, jak żołądek powoli podchodzi mi do gardła, a umysł daje przeróżne obrazy tego, co mogło się wydarzyć, pobiegłem w stronę naszego sąsiada, zajętego teraz głębokim snem, co częściowo mnie uspokajało. On jej nic nie zrobił, tak jak obiecał. Ale jak nie on to kto? Skoro zabrała swoje rzeczy, to raczej nie została porwana przez kogoś, ale w tym samym czasie nie oznacza to, że poszła, bo chciała. Ktoś mógł przecież jej coś powiedzieć, co by zachęciło ją do pójścia. Mogła otrzymać propozycję posiłku albo mogła nawet pytać się ludzi czy mnie nie widzieli i po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi, zabrać swe rzeczy i pójść z daną osobą.  
Nie, powinienem się uspokoić. Po prostu... ktoś ją znalazł i nie wiedział kim jest, więc postanowił gdzieś zabrać, żeby poszukać jej rodziców czy też opiekuna.  
Ale jej wygląd wszystko przecież by zdradził. Nie wyglądała jak po prostu zagubione dziecko.  
W takim układzie, co najwyżej zabrali ją do domu dziecka. Nie jest to aż tak zła opcja, prawda? Nie jest gorsza od tego, jakby ktoś ją porwał dla cielesnych przyjemności.  
Wzdrygałem się na samą myśl, szczególnie, po tym, co mi się przydarzyło. Przecież to oznacza, że wszystko było możliwe. Co jeśli jej też coś takiego się przytrafiło? Nigdy nie wybaczyłbym sobie tego, że przeze mnie została skrzywdzona.  
Odczuwając coraz bardziej narastającą panikę, szarpnąłem za ramię naszego sąsiada, tym samym go strasząc i prawie obrywając z pięści w twarz.  
- Dzieciaku! Weźże mnie tak nie strasz. Kiedyś na zawał padnę. - Teatralnie położył dłoń na sercu, masując je.   
- Molly. Gdzie ona jest?!  
Bez żadnych przeprosin od razu przeszedłem do sprawy.  
- Twoja siostra? A ja wiem? To ty się z nią ciągle włóczysz.  
- Przecież mnie nie było od wczoraj, ty ślepa krowo - warknąłem, po nieotrzymaniu odpowiedniej odpowiedzi. 
- Milej tak może. Nic jej nie zrobiłem, więc powinieneś wpierw mi dziękować, a potem pytać.  
- Gdzie. Ona. Jest.  
- Wiesz, moja pamięć nie jest ostatnimi dniami najlepsza. Nie masz może jak jej poprawić? Wiesz, te zimno mózg odmraża.  
Warknąwszy na sąsiada szybko wróciłem na naszą część, szukając czegoś odpowiedniego do "przywrócenia mu pamięci". Nie raz się zdarzało, że musiałem go przekupić, aby coś uzyskać, ale w danej chwili było to niezwykle irytujące. 
Rzucając w niego - i niestety nie trafiając w żadną część ciała, bowiem złapał naszą ostatnią puszkę żywności - stanąłem naprzeciwko, czekając na odpowiedź. 
- Miało być ciepłe, nie puszkowane - mruknął niezadowolony.  
- Postawisz na ogniu, będzie ciepłe. Nic innego nie mam. Mówże w końcu.  
Mężczyzna zdawał się zamyślić, jak gdyby na serio zapomniał, co się stało. To w sumie mogło być możliwe, ponieważ pomimo tego, że trafił na ulicę przez narkotyki, wciąż zdarzało się, że w jakiś sposób zdobywał nowe. 
- Jasmine nas odwiedziła - powiedział spokojnie. - I zauważając, że ciebie nie ma oraz dowiadując się, że cię dość długo nie było, zmartwiona zabrała małą do siebie, przeczuwając, że tobie mogło się coś stać. Wiesz, często jest tak, że młodzi nigdy nie wracają, bo albo zamarzają gdzieś, albo ktoś im pomaga w przejściu na tamten świat. W każdym razie zostawiła adres na wypadek gdybyś się pojawił.  
Nagle poczułem ulgę, dowiadując się o losie mej siostry. 
Już tłumaczę czemu.  
Tak więc, Jasmine kiedyś z nami mieszkała po tym, jak obrażona na swych rodziców uciekła z domu. Miała wtedy szesnaście lat ponoć, ale wyglądała na starszą. Myślę, że starała się ukryć fakt, iż pomimo tego, że jest dorosła dalej mieszka z rodzicami i zachowuje się jak dziecko. W każdym razie, po dwóch tygodniach odmrażania sobie tyłka z nami i wyjadania nam jedzenia, stwierdziła, że jej rodzice na pewno już rozumieją, że ma być tak jak ona chce - czyli, że zamieszka ze swoim chłopakiem i zostanie modelką, a nie prawnikiem tak jak oni chcą - i nas zostawiła. Później okazało się, że nie jest tak dziecinna jak się wydawało, bowiem okazjonalnie nas odwiedzała, dając trochę żywności czy też jakieś świeższe ubrania. Robiła to raz na miesiąc, przez pierwsze pół roku, a potem znów zniknęła i tyle o niej słyszeliśmy. 
Ostatni raz, gdy nas odwiedzała, opowiedziała o tym, że była zaręczona z tym jej chłopakiem (tym, dla którego zamieszkała na ulicy, by jej rodzice pozwolili). Jakie słodkie zakończenie.  
Wygląda na to, że postanowiła nas odwiedzić po roku, akurat gdy mnie nie było. Przynajmniej jedna pozytywna rzecz, która przytrafiła się mi od jakiegoś czasu. 
Teraz tylko wystarczyło poszukać miejsca, w którym mieszka i jakoś odwdzięczyć się za opiekę nad Molly. O ile się nią zaopiekowała, a nie zabrała, żeby użyć jako tanią siłę roboczą.  
Westchnąłem, uśmiechając się pod nosem.  
- Dasz ten adres?  
- A dasz jeszcze butelkę wody? Słabo tak jeść, ale nie mieć czym popić.  
- Wykorzystywałbyś lepiej kasę, to by cię na nią byłoby stać - powiedziałem, poddając się i podając na wpół pełną butelkę. - Więcej nie mam.  
- Za pół butelki, będzie pół adresu.  
- I jak ja mam niby znaleźć Molly z połową adresu?!  
- Wyluzuj, żartowałem. Trzymaj  
Zabierając od niego kawałek papieru, wróciłem "do siebie" i usiadłem na starym materacu, dokładnie czytając słowa i starając się przypomnieć, gdzie też owa ulica się znajduje. 
Z doświadczenia wiedziałem, że Jasmine nie należała do najbardziej odpowiedzialnych osób. Mimo to, zamiast zabrać Molly z domu naszej starej znajomej, poszedłem prosto do łóżka postanawiając zostawić odebranie jej na następny dzień. Powodów było kilka. Choćby taki, że był wieczór, a to z kolei oznaczało raczej oczywiste, czyli mrok na nieoświetlonych ulicach, których było sporo przy naszej kostce. Chodzenie po zmroku w tych okolicach było niebezpieczne, szczególnie w weekendy, kiedy młodzież lubiła się zabawić i będąc w stanie upojenia, traciła kontakt z trzeźwym myśleniem.
W sumie to im się nie dziwię, bowiem w normalniejszych okolicach, robiłbym pewno to samo. Ale przechodząc do następnego powodu.
Czekanie do jutra będzie oznaczało, że Molly prześpi się w normalnym łóżku, w pokojowej, a może i cieplejszej, temperaturze i jeśli szczęście sprzyja dostanie coś do zjedzenia z rana.
Ostateczny powód jest samolubny, bowiem chodzi o prosty fakt, iż jestem zbyt zmęczony by iść do centrum Londynu, z jego obrzeży, tylko po to by potem znów tu wrócić i pewno paść twarzą na pierwszą lepszą miękką kupkę ziemi.

5 komentarzy:

  1. Czasem brak mi słów, by opisać to, co czuję. Tak jest i w tym momencie. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale to opowiadanie wyciska ze mnie łzy i nie wiadomo dlaczego. Pewnie zbyt łatwo się wczuwam.
    Zastanawiam się, dlaczego ta cała Jasmine zabrała Molly. Jakoś w akt miłosierdzia to ja nie wierzę.
    Życzę weny,
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak przeczytałem zdanie, dam nawet cytat: "- Gdzie. Ona. Jest.", przypomniałem sobie pewną nutkę, a raczej niektóre słowa. „I can’t seem to find Molly, Molly, Molly~”.
    Opowiadanie jak zwykle cudowne i szkoda, że za niedługo pewnie się skończy. Chciałoby się je czytać i czytać…

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Ann, cieszę się że tak na ciebie ono działą, bowiem to okazuje iż udaje mi się pisać dość realistycznie. Mam nadzieję przynajmniej że tak jest.
    Co do twojej nutki A.J... to twoja wina że małą tak nazwałam ._. za dużo razy czytałam te same słowa w kółko. xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    wspaniała część tego opowiadania... mam nadzieję, że Molly się odnajdzie... bo mi coś się nie chce wierzyć, że Jasmine wzięła ja tak z czystego serca...
    Dużo weny życzę Tobie..., a co do bliźniaków mam wrażenie, że dość często się będą pojawiać... może w końcu zauważą jak żyje i mu pomogą, ba na razie mam wrażenie, że chcą go wykorzystać jak jakąś zabawkę....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Poprostu się zakochałam >.< Opowiadasz to tak realistycznie ... Normalnie super >\\\< Jak widzę, nie tylko ja mam złe przeczucia do Jasmine ... Trochu szkoda, że to się tak szybko skończy ToT

    OdpowiedzUsuń